13 maja 2012

"Kosogłos" Suzanne Collins


Pięć minut temu skończyłem czytać trzecią, ostatnią część, serii Igrzysk Śmierci. Wciąż jeszcze walczę z bólem brzucha, który wystąpił przez emocje, po przeczytaniu lektury. Cały czas analizuję to, co Suzanne Collins przedstawiła nam na sam koniec Kosogłosa. "Igrzyska Śmierci" to trylogia, dzięki której autorkę zdecydowanie zapamiętam na zawsze.
         
Po Ćwierćwieczu Poskromienia, zaraz po wysadzeniu pola siłowego, okrążającego arenę, Katniss zostaje porwana przez nieznany poduszkowiec. Jak się okazuje, są tam jej najbliżsi przyjaciele. Po tygodniach rehabilitacji, wraca do zdrowia. Wraz z rodziną mieszka teraz w całkowicie nowym i odmiennym miejscu, wszczynając prawdziwą wojnę przeciwko Kapitolowi. Stawiając twarde warunki prezydent dystryktu, podejmuje się roli Kosogłosa i nakręca propagandy, mające na celu pokazać rebeliantom, że jest po co i dla kogo walczyć. Wkrótce krwawe powstania zmienią się w otwartą wojnę. Kto zwycięży, a kto zginie?

Niestety. Niestety nie znam słów w języku polskim, aby określić moje teraźniejsze emocje. Nie znam przymiotników pozwalających mi na trafne przedstawienie tego, jak genialny jest "Kosogłos". Niestety. Z początku fabuła powieści jest dość monotonna. Akcja była wartka, aczkolwiek brak jej było wydarzeń, które znacząco mogły wpłynąć na pojmowanie historii. Dalej jest tylko lepiej. Gdy Katniss wraca do siebie i jej problemy psychiczne ustają, powoli zaczyna szukać odpowiedzi na wiele dręczących ją pytań. Choć nie zgadzała się na zostanie Symbolem Rebelii, decyduje się ostatecznie na pokierowanie powstaniem, żądając śmierci Snowa. Czytelnikowi daje to dużo do myślenia, mnie również. Oto z nieśmiałej ale odważnej dziewczyny z Dwunastego Dysktryktu, rodzi się Kosogłos, prawdziwy symbol rebeliantów, który poprowadzi wojnę z Kapitolem. Niesamowite.

Fabuła ostatniej części Igrzysk jest nieporównywalna z jakąkolwiek inną książką. Jestem całkowicie zadowolony i nasycony historią, mimo, że bałem się tego, iż "Kosogłos" może mnie zawieść. Teraz odważnie powiedzieć mogę, iż były to bezpodstawne obawy. Pisarka trzyma w napięciu praktycznie przez cały czas. Choć samo przebywanie bohaterów w nowym dystrykcie i przygotowywanie się do wojny nie jest najciekawszym ciągiem zdarzeń, po decyzji o wyprawie Katniss do Kapitolu na bitwę, akcja niesamowicie przyspiesza. Tyle ważnych i długo oczekiwanych przez czytelnika epizodów dzieje się na przestrzeni kilkunastu stron. Zakończenie powieści uiszcza się w epilogu, który ma tylko dwie strony. Zawarty jest tam opis życia Katniss i Peety, po wielu latach od wojny.
       
W drugiej części serii, w "W pierścieniu ognia" bohaterowie nie ulegli znaczącym zmianom. W Kosogłosie wszyscy zmienili się tak diametralnie, że jest to aż przerażające. Katniss na początku książki przerodziła się w odważną przywódczynię, w połowie lektury, dążącą do celu dojrzałą kobietę, pod koniec była na zmianę obłąkana, załamana, często zdeterminowana i w końcu wyniszczona psychicznie. W poprzednich częściach nietrudno było zauważyć, że kolejne Igrzyska, kolejne wyzwania stające na drodze bohaterce, wpędzają ją coraz bardziej w problemy. Nie fizyczne, z których tak łatwo było jej się wygrzebać. Psychiczne. W końcu co noc napadały ją koszmary. Nieraz chciała uciekać z dystryktu. W trzeciej części możemy znaleźć upust jej cierpienia. Myśli samobójcze, całkowite załamanie oraz zabójstwo ważnego polityka, o którym stało się głośno w całym Panem. Na koniec kuracja, która powoli wyleczyła ją z obłędu. Podsumowując, postać Katniss była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Przeszła ona niesamowitą zmianę, przez zakorzenione w jej umyśle urazy.
       
Choć główna bohaterka była często nie do poznania, Peeta stał się jednak całkowicie inną osobą. Kiedy powrócił z Kapitolu, nie był już kochankiem i mężem naszej głównej postaci. Przecież na początku chciał ją zabić. Nie mógł dość do siebie po praniu mózgu i nie wiedział, które wspomnienia - te, wpojone przez Kapitol, mówiące o nienawiści do Katniss, czy te miłosne - są prawdziwe. Ogromny zamęt w jego umyśle wybuchł dopiero po pocałunku z byłą ukochaną. Temu momentowi przyglądałem się z zapartym tchem. Czytając książkę dostrzegłem jeden wątek, powolną i mozolną drogę do ponownego połączenia się Peety i Katniss. Od nienawiści, poprzez strach i niezrozumienie, chęci zabicia samego siebie ze względu na drugą osobę aż do namiętniej miłości przedstawionej w epilogu. Mimo, że znienawidziłem Peete, nie wyobrażam sobie książki bez niego. Historia ta nie mogłaby istnieć. Na koniec książki znów powrócił na listę moich ulubionych bohaterów wszech czasów, w końcu po tym co przeszedł nawet ja rozumiem, że na początku musiało być trudno.
       
W poprzednich recenzjach nieraz opisywałem, jak wielki Suzanne Collins ma talent. Dziś dodam od siebie jeszcze trzy zalety jej warsztatu. Pierwszą z nich jest lekkość z jaką opowiada historię Katniss. Czasami mam wrażenie, że ona sama przeżyła podobną historię mając 17 lat, bo wczuwa się w rolę bohaterki niesamowicie realistycznie. Drugą zaletą jest umiejętność budowania napięcia. W trakcie, jak i pod koniec książki tak się denerwowałem, że musiałem ją zamknąć i ochłonąć - mówię teraz całkowicie poważnie. Przeżywałem emocje bohaterów tak mocno, jakby od ich działań zależało moje życie. Właśnie za to kocham książki i za to pokochałem Suzanne. Trzecią cechą, która bardzo mi imponuje u pisarki to fakt, że do ostatniej strony nie byłem pewny jak zakończy się historia. Gdy już wysnuwałem możliwy scenariusz, zdarzało się coś, co całkowicie odwracało bieg akcji. Fabuła jest całkowicie nieprzewidywalna, za co cenię najbardziej warsztat amerykanki. Jej opowieść przemówiła do mnie w stu procentach.
       
Każdy akapit piszę coraz wolniej. Staram się uważać na słowa, zastanawiam się nad każdym zdaniem. Może właśnie teraz, pisząc recenzję, dochodzi do mnie, że historia Dziewczyny, która igra z ogniem, dobiegła końca. Dobiegła końca. Końca. Gdy piszę te słowa, wypełnia mnie pustka. Nie będzie już nic więcej. To niesprawiedliwe.
       
Właśnie teraz zrozumiałem, że stwierdzenie na okładce pierwszej części serii, "Igrzyska Śmierci", iż książka nie jest dla dzieci, tylko dla młodych dorosłych, jest słuszne. Teraz, po przeanalizowaniu całej serii jestem pewien, że powieść ta jest niezwykle dojrzała. Ubolewam, że znalazły się słodkie dziewczynki, które po filmie zakochały się w Peecie i trajkoczą dookoła, jakiż on jest cudowny. Od tego był Zmierzch, od tego był Edward. Igrzyska Śmierci to seria mająca drugie dno, przekazuje dramatyczną historię ale również uczy. Pokazuje, że po wielu przejściach, nawet młoda osoba może całkowicie się załamać. Opisuje miłość istniejącą nawet wśród cierpienia. Tak, dojrzała książka to dobre określenie na tą serię. "Kosogłos", który kończy historię Katniss, na pewno nie stanie się tak płytki jak "Twilight", które zostało zniszczone przez "dzikie fanki", kochające każdego przystojnego aktora. Nie, Igrzyska Śmierci, Kosogłos, jest dla czytelników z wyższych sfer, potrafiących docenić więcej niż jest to wymagane. Książki autorstwa Suzanne Collins, pod tytułem "Kosogłos" nie potrafię ocenić według zwyczajnej skali, gdyż powieść jest ponad jakimikolwiek ocenami.


Udostępnij:

20 komentarzy:

  1. nie czytałam jeszcze ale widzę same pozytywne recenzje, więc kiedyś na pewno po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, ale dla mnie chyba zawsze najlepsza będzie pierwsza część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, pomyliło mi się, że to jest druga część i przeczytałam więcej niż powinnam, za dużo sobie zdradziłam:( Ale dzisiaj zamówiłam trójpak na allegro, więc pewnie niedługo wezmę się za drugą część:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XDD mam nadzieję, że jak najszybciej przeczytasz drugą i trzecią część bo po spojlerach jeszcze bardziej pewnie ciągnie, żeby się dowiedzieć o co chodzi :]

      Usuń
  4. Niestety pierwszy tom wciąż przede mną.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. A mi się najbardziej podobała część druga, w "Kosogłosie" zdumiała mnie przemiana bohaterów. Jednak Kapitol znacznie na nich wpłynął i żałowałam, że nie wytrwali do końca w swych poglądach, a czasem wręcz zachowywali się tak, jak potępiani przez nich wrogowie. Za dużo okrucieństwa, bezwzględności i samych negatywnych uczuć. A i moim zdaniem pisarka mogła skończyć na pamiętnej scenie, rezygnując z epilogu. Smutno mi, że to już koniec :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Książki nie czytałam ale na pewno po nią sięgnę przy najbliższej okazji.Twoja recenzja zachęciła mnie do przeczytania tej książki.Dodałam się do obserwowanych ponieważ bardzo podoba mi się Twój język i styl pisania recenzji.Jeśli chcesz dodać się do obserwowanych u mnie będzie mi bardzo miło.Serdecznie zapraszam na:
    www.in-world-book.blogspot.com
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna recenzja, taka pełna emocji. Naprawdę zachęciłeś mnie do szybkiego zabrania się za drugą cześć, aby później wreszcie przeczytać trzecią.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka jest cudowna, z resztą jak cała trylogia;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że nie tylko ja miałam takie odczucia po przeczytaniu "Kosogłosa". A co do końca Twojej wypowiedzi to jak najbadziej się tym zgadzam. Doświadczyłam tego przez moje przyjaciółki, z którymi poszłam na film (oczywiście przedtem czytałam książkę) i po zakończeniu spektaklu zaczęły trajkotać o tym jaki to Peeta jest cudowny. Jak tego słuchałam to miałam ochotę czymś do nich strzelić, bo nawet nie pofatygowały się, żeby przeczytać książkę. Poza tym, to nie jest książka dla dzieci, tylko dla ludzi, którzy zdają sobie sprawę z tego, że okrucieństwo cały czas nam towarzyszy.
    Po prostu uwielbiam Twój styl pisania i sama świadomość tego, że jesteś chłopakiem i czytasz(!) jest niesamowita. Naprawdę z przyjemnością czyta się to, co piszesz, więc kontynuuj dalej, bo idzie Ci to naprawdę dobrze. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję za bardzo miłe słowa. Z pewnością nie przestanę tu pisać :] Zgadzam się z twoim komentarzem, żaden z moich kolegów nie czyta, żaden. Żadnego z nich też nie da się przekonać :/ Ich (zły) wybór.
      Właśnie pamiętam jak kilka lat temu był szał na Zmierzch i nagle urodziły się fanki kochające Edwarda, nie mające pojęcia o tym, że film to tylko ekranizacja książki. Jest właśnie dużo takich osób ale niestety nic nie poradzimy :x
      I oczywiście racja z tym okrucieństwem. Cieszę się, że ktoś podziela mój entuzjazm trzecią częścią Igrzysk. Pozdrawiam serdecznie ;3

      Usuń
    2. Nie ma za co dziękować, to sama prawda. ^^ U mnie czyta tylko i wyłącznie jeden kolega za co go po prostu podziwiam. Nie rozumiem całej reszty no ale okej, co kto lubi. Poza tym masz wielgaśnego plusa: przede wszystkim za to, że czytasz i za to, że czytasz tak cudowne książki jak "Igrzyska śmierci"! :D
      Dokładnie. Ja nawet nie wiedziałam, że wyszedł taki film, dopiero przyjaciółki mi powiedziały i mówią "Musisz obejrzeć!". Myślę sobie okej i w końcu oglądnęłam. Wszystkie chciały wiedzieć jak mi się podobało, a ja stwierdziłam, że to jest beznadziejne i nie wiem czym tu się jarać. :D
      Ale w sumie nie ma się czym przejmować, jak tak bardzo to kochają to nie ma sprawy. A tymczasem Ty sobie pisz, bo naprawdę jesteś w tym dobry, a ja będę śledziła z radością Twoje poczynania. Również Cię pozdrawiam. :3

      Usuń
  10. Ja jeszcze nie czytałam żadnej książki z tej serii, ale mam w planach ją przeczytać. ;) No, i fajnego masz bloga. Chętnie zaglądam na takie blogi, bo uwielbiam czytać książki. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciągle cała seria przede mną ale już nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Naprawdę dobrze piszesz. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Do mnie dziś dotarła cała trylogia (a przynajmniej taką mam nadzieję bo mam avizo w skrzynce :D). Wcześniej jakoś mnie nie ciągnęło do tej lektury (chyba właśnie przez to, że była aż tak bardzo chwalona), jednak po wizycie w kinie i obejrzeniu pierwszej części na srebrnym ekranie postanowiłam się uzbroić. Twoja recenzja jest rzetelna, ale unikałam czytania całej, bo nie chce sobie psuć niespodzianki z kolejnych tomów :P
    Zacieram łapki;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cały czas zbieram się do przeczytania pierwszego tomu, ale patrząc na ilość książek czekających na półce nie wiem kiedy się za niego zaborę ;)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Najpierw przeczytam W pierścieniu Ognia ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Całe szczęście, że już to czytałam, bo nie umiałabym się powstrzymać od zapoznania się ze spojlerami, a potem bym żałowała :D Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią, ale mnie jeszcze trudniej przyszło znalezienie odpowiednich słów do opisania emocji, jakie niesie ta seria, dlatego po wielu próbach zrezygnowałam z recenzowania jej. ^^ Smutne jest to, że nie ma już nic więcej...

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow Chciałabym pisać tak jak ty! Świetna recenzja :D Co do książki, to wspaniała, jak i cała seria. Jedna z moich ulubionych <3
    Blog ma cudowny szablon! Naprawdę ci go zazdroszczę :D

    Zapraszam do siebie : http://books-are-future.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń