09 sierpnia 2012

Opowiadanie.

Witajcie wszyscy ponownie, po dłuższej mojej nieobecności. Przykro mi ale nie mam dla Was jeszcze recenzji, aczkolwiek książka bardzo mnie wciągnęła i jeszcze dziś - lub jutro - skończę ją i postaram się jak najszybciej dodać recenzję.


Dzisiaj mam dla Was coś innego. Wczoraj nudziło mi się na tyle,że usiadłem z laptopem na kolanach i zacząłem pisać. Napisałem dość mało, na początek główny zarys tego co chcę napisać (tak jakby nieco bardziej rozbudowany opis z okładki książki) a potem zabrałem się za właściwe dzieło. Jeśli chcielibyście przeczytać to dodam najpierw ten dość rozbudowany opis, wyjaśnię kilka rzeczy odnoście fabuły a potem dodam 1 stronę książki. Zapraszam :]

"Rok 2222. Błękitną planetę trawią najprzeróżniejsze kataklizmy. Trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, tsunami, trąby powietrzne i ataki ze strony kosmosu zrównują z ziemią największe miasta na świecie pozbawiając domów miliardów ludzi – tylu samo zabijając. Największe potęgi na Ziemi upadły, a chaos spowodował rozpad wszystkiego. Nie istnieją już kraje, nie istnieją granice, nie istnieje rząd ani prawo – każdy działa na własną rękę i robi co może, by przeżyć.   

W takim świecie mieszka piętnastoletni Damian, który urodził się w 2207 roku – pamiętnym dla całego świata roku, w którym nadeszła jedna z największych katastrof w dziejach – kometa niespodziewanie uderzyła w naszą planetę, dokładniej w park Yellowstone, co obudziło największy wulkan na świecie; po jego erupcji świat przestał tak naprawdę istnieć. Wypadek pociągnął również za sobą inne tragedie, które trwają już kilkanaście lat. Ziemia się rozpada.

Damian nie widział nigdy prawdziwego świata. Mimo, że zna historię, nie potrafi wyobrazić sobie, jak mogła wyglądać Błękitna Planeta, gdy kontynenty podzielone były na kraje, w każdym z nich rządzili wybrani ludzie a mieszkańcy płacili podatki, biorąc pieniądze z pracy obok teleskopów, megakomputerów, o pamięci tak wielkiej, że nie wymyślono nazwy na takową liczbę lub w zwyczajnych sklepach w chmurach. Przy ognisku w bezpiecznych pieczarach w Tatrach, słyszał, że jego brat, wjeżdżając windą do sklepu, położonego na przezroczystej platformie dwa kilometry nad ziemią, na własne oczy widział jak meteoryt uderza w Wrocław, który już po chwili przestał istnieć. Fala uderzeniowa doszła do niego po kilkunastu sekundach. Zdążył wysłać SMSa z pożegnaniem. Nie znaleziono nawet jego ciała.

Damian jest teraz zmuszony uciekać z miejsca, które niegdyś było Polską. Gdy jego rodzice zginęli w zawalającej się jaskini, został sierotą oraz... jedynym człowiekiem w pobliżu. Ma mapę, jest ona niesamowicie stara. Jego matka opowiadała mu, że pochodzi z czasów, kiedy wynaleziono takie rzeczy jak Internet, telefon czy laptop. Jego rodzicielka nie znała dokładnej daty powstania tych przedmiotów (które w 2207 były tak potrzebne jak woda pitna i tak rozbudowane jak sieć kolei międzykontynentalnych pędzących choćby z Wrocławia do Nowego Jorku w 5 godzin), jednakże na mapie widniał rok 2012.

Damian nigdy nie sądził, że taka data mogła w ogóle istnieć. Zastanawiał się jak ludzie mogli żyć bez wbudowanego do dłoni telefonu i sygnału GPS w prawym ramieniu. Nie wyobrażał sobie życia bez butów, które pozwalały oderwać się od ziemi na 5 metrów oraz życia bez phonta, zaawansowanego urządzenia wielofunkcyjnego. Teraz jednak nie ma niczego. Tylko ubrania i zwyczajnie trampki. Zastanawia się czy właśnie tak żyło się w 2012 roku – w jaskiniach, w obdartych ubraniach, jeżdżąc prawie prehistorycznymi autami z czterema kółkami na benzynę, o której nie słyszano już sto lat...

Podążając po Europie, w stronę zachodu nie spotyka prawie nikogo. Mija kilka miesięcy, gdy po dojściu do Hiszpanii wreszcie spotyka swojego rówieśnika - Anglika. W 2222 roku język nie gra roli, już dawno cały świat uznał, że angielski to język tak dobrze znany, że każdy na świecie musi się go nauczyć – nawet w tak trudnych czasach. Po kilkudziesięciu latach od tego rozporządzenia, języki narodowe przestały istnieć – zastąpił go angielski. Damian słyszał dużo rzeczy po polsku, język ten zawsze go śmieszył gdyż był bardzo szeleszczący i miękki, aczkolwiek strasznie trudny.


Po zaprzyjaźnieniu się z Anglikiem ruszają dalej, ostatnią działającą siecią metra na świecie – z Madrytu do Los Angeles. Zastają ruiny wysokiego miasta (najwyższy budynek miał 5 kilometrów), niedaleko niego znajduje się wyrwa w ziemi dłuższa od Półwyspu Apenińskiego (tak przynajmniej słyszał) a wybrzeże cofnęło się o kilometr, zalewając za to prawie całą Amerykę Środkową.
Tam też poznają Samantę, bystrą Amerykankę, która – tak jak oni – przemierza kontynenty w poszukiwaniu schronienia. Na pytanie skąd pochodzi… nie potrafi odpowiedzieć. Mówi jednak, że podróżuje już dwa lata.

Przyjaciele znajdują na ogromnym pustkowiu starą bazę wojskową, w której znajduje się ogromny statek kosmiczny, spodek, w którym mogłoby pomieścić się 30 ludzi. Niestety nikogo w pobliżu nie ma. Uciekają sami. Mijając Księżyc jeszcze raz spoglądają na Ziemię. Kontynenty nie są już zielone, tak jak na zdjęciach w encyklopediach. Są czarne, z czerwonymi plamami. Najwyższe stojące jeszcze budynki widoczne są jako szkielety wystające z ogromnych kopców pobitych szkieł oraz plantroplu – nowego materiału który pozwolił na tak ogromny rozwój architektury.

Dokąd uciekają? Co znajdą? Co spotka Ziemię?"


W sumie jak teraz to czytam to to wydaje się takie dziwne :o Zastanawiam się czy jest to dobry materiał na coś bardziej rozbudowanego. Według was historia jest choć trochę oryginalna, czy zerżnięta od innych książek? Uznałem, że początkowo opiszę wędrówkę Damiana (a historię zacznę od dotarcia do zniszczonego Paryża i spotkania jakiegoś faceta - dokładnie jeszcze nie wiem) a potem dalszą podróż do Hiszpanii - nie będzie jednak rozciągać się na 100 stron, może na 20 - może więcej. Zależy jak dużo zwrotów akcji i "niespodziewanych utrudnień" dodam bohaterowi po drodze. A będzie ich.. mmm.. XD Sam zastanawiam się jak to wyjdzie - sądzicie że coś z tego może być? Piszcie szczerze.

A tu początek książki - dla tych którzy by chcieli: :3

"- Nie martw się. Jesteśmy z Tobą na zawsze, nie ważne co się dzieje. Gdy to wszystko się zakończy, na zawsze będziemy razem.

Podnoszę się gwałtownie i ocieram spocone czoło. Znów ten sen. Ten sam co noc. Czy to prawda? Czy matka próbuje mi powiedzieć coś gdy śpię? Nie wiem. I tak dziś już nie zasnę. Spoglądam na zegarek. To moja jedyna pamiątka po ojcu. Jego czarna, okrągła tarcza błyszczy się w świetle wschodzącego słońca. Metalowy, srebrny pasek zwisa luźno na mojej chudej ręce. Szósta. Czas ruszać. W sumie… sam nie wiem gdzie iść. Idę po prostu przed siebie, w stronę Francji, Hiszpanii. Są to kraje najmniej dotknięte przez kataklizmy. Sam nie wiem czemu. Słyszałem od niektórych przechodniów, że w Madrycie działa jeszcze metro. Byłoby to niesamowite przeżycie, wsiąść w podziemny pociąg i ruszyć z niewyobrażalną prędkością pod oceanem, w stronę Los Angeles. Postanawiam, że to będzie mój cel wędrówki. Może tam kogoś spotkam. Teraz, gdy widzę jakiegokolwiek człowieka, witam się bardzo serdecznie i zawsze razem rozpalamy ognisko świętując. W Europie nie ma już ludzi a na świecie pozostało nas kilka milionów. Wiele z naszej rasy uciekło na inne planety, inni znaleźli schronienie u przyjaciół w innych układach planetarnych. Większość z nas jednak zginęła w kataklizmach na Ziemi. Nie cierpię całego Wszechświata. Nikt nie ruszył nam na ratunek. Agmontowie czaili się na nasze i tak kończące się surowce. Tak bardzo nas lubili. Ale gdy Ziemia prawie przestała istnieć, odwrócili się od nas i ruszyli podlizywać się komu innemu. Samolubne potwory.

Zerkam powoli w niebo. Na zdjęciach było ono błękitne, czasem z cudownymi, białymi puchami – chyba chmurami, jeśli dobrze pamiętam. Dziś, jest to żółta plama, zasłonięta szarymi, trującymi oparami. Ciężko mi się oddycha ale jestem do tego przyzwyczajony. Opuszczam lekko głowę. Wokół mnie leżą powalone, spalone drzewa. Jałowa ziemia, na której nie ma ani źdźbła trawy, ani jednego kwiatka, które niegdyś widziałem w Tatrach. Pamiętam, że w jaskini, gdzie zginęli rodzice rosła piękna, czerwona róża. Takie rośliny już nie istnieją. Symbol piękna… radości… Gdzie? Na spalonej, pustej ziemi? Skąd w ogóle mam wiedzieć, że nie chodzę w kółko – wszędzie widok jest ten sam. Odwracam się szybko. W ziemi widzę lekko zarysowane ślady stóp. Mam nadzieję, że są moje. Znaczyłoby to, że nie zboczyłem z drogi. 

Idę dalej. Postanowiłem, że jeszcze raz powtórzę, kim jestem – nie chciałbym zapomnieć swojej tożsamości. Nazywam się Damian. Mam piętnaście lat i pochodzę z Wrocławia, jednego z największych miast na świecie, w byłej Rzeczpospolitej Polsce – największego europejskiego kraju, dowodzącego Unią Europejską, która przetrwała dzięki wytrwałości polskiego narodu… Czy ja sam w to wierzę? Polska… kraj z rządem, który na widok pogarszającej się sytuacji na świecie podkulił ogon, zwiał z planety i zostawił społeczność samą sobie. Nie cierpię ich z całego serca. Cóż za kraj… cóż za rządzący. Wiele innych premierów kraju zostało by umrzeć z mieszkańcami. Moim zdaniem to więcej niż honor, to obowiązek. Widać… byli zbyt zadufani w sobie. Posmutniałem."
Udostępnij:

7 komentarzy:

  1. Wow. Fajny pomysł, tylko.. Coś nie pasuje mi ta ucieczka w kosmos. Z jednej strony to niby fajnie i wgl, ale co dalej? Polecą na inną planetę?
    Według mnie książka (czytając opis wszystko to sobie wyobrażałam, po prostu super) powinna być generalnie o tym, że nastolatkowie podróżują po kontynentach w poszukiwaniu jakiegoś miejsca niedotkniętego katastrofami. Może trafiają na jakąś wyspę czy coś...
    Ale kosmos też ciekawa opcja, wszystko zależy od tego w jaki sposób to wszystko przedstawisz.
    Mimo wszystko, życzę powodzenia. Jak skończysz, albo będziesz mieć więcej, wyślij mi proszę na maila, który jest podany na moim blogu.
    Ja także staram się coś sama od siebie napisać. Miało to być na konkurs, ale pewnie nie zdążę z terminem. Tematyka konkursu to powieść fantastyczna, której bohater będzie się zmagał... Kurde, trudno mi to powiedzieć. Na stronie było "Moje ciało - moje więzienie", no.

    Jeszcze raz powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. W sumie zastanawiałem się nad tym kosmosem bo z jednej strony jest to rok 2222, ale z drugiej jednak to byłoby za proste i tak jak mówisz, fajnie byłoby przedstawić tułaczkę trójki młodych ludzi po zniszczonym świecie. Te makabryczne opisy, może ratowanie ludzi a na koniec mogłoby się okazać coś niesamowitego. Zresztą nawet teraz mam już kilka pomysłów xd
    Oczywiście, że ci wyśle :3 Bedzie mi bardzo miło jeśli zechcesz przeczytać więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zainspirowałeś się "Igrzyskami Śmierci" i ostatnio często czytanymi ksiazżkami antyutopijnymi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie do końca Igrzyskami ale generalnie bardzo chciałem stworzyć coś podobnego, w sensie o takiej tematyce, bo zastanawiałem się jakby to było wykreować taki umierający świat.

      Usuń
  4. W sumie ja też myślę o napisaniu książki i kiedyś przyszedł mi do głowy pewien pomysł, nieco podobny do Twojego. Otóż w mojej książce za kilka lat miał zostać wydobywany gaz, który wydawał się super i w ogóle, ale za kilkaset lat lat okazało się, że zawierał jakąś tam substancję, która doprowadziła do wybuchów wulkanów, tsunami i innych katastrof. I wtedy ci ludzie, którzy przeżyli przenieśli się na Antarktydę, pozbyli się śniegu i mieszkali tam. :D Nie wiem co dalej, miało być tak, że ktoś cofnie się w czasie i jakoś powstrzyma tą zagładę, czy coś. :D Co o tym sądzisz? A co do Twojego pomysłu to jest fajny i w ogóle, ale od razu skojarzył mi się z Igrzyskami, poza tym, skoro j.polskiego nie ma to chyba nie ma też polskich imion? Pieczary w Tatrach byłyby raczej niebezpieczeństwem niż schronieniem,ale to tylko mój punkt widzenia. Ten brat... Hmm...Sama nie wiem,ale coś mi tu nie pasuje. :( A ucieczka w kosmos wydaje się... hmm... nie wiem. Po prostu jakoś mi tu nie pasuje. Powiem tak: pomysł jest ogólnie fajny i pisz dalej. :D Gdybyś chciał, możesz mi wysłać na maila (x_patrycja129@op.pl), chętnie przeczytam więcej. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem bardzo fajny pomysł xd Co w moim opowiadaniu skojarzyło ci się z igrzyskami? W sumie to rzeczywiście fail że nie ma polskiego a są polskie nazwy. Zmienie to na to, że generalnie używa się języków ale angielski zna każdy na świecie... Damian to nie polskie imie xd a co do pieczar to faktycznie były - dlatego rodzice zginęli, ale w świecie, w którym prawie niczego nie ma, musieli sie gdzies schronić a to skłania do radykalnych działań xd ucieczkę w kosmos już porzucilem - zmieniłem to na coś lepszego :3 a co do brata... to jest jednak 2222 r. więc sklepy latają na platformach i prowadzą do nich superszybkie windy. bardzo wkurzają mnie sciencefiction bez nowoczesnej technologii co przeczy samemu sobie więc dodałem coś takiego. a... no i ten opis jest bardziej dla mnie żeby mniej więcej wiedziec co pisać i czym się kierować ale i tak go dodałem - więc nie jest doskonały XD dzięki za opinię, na pewno więcej ci wyślę :)

      Usuń
  5. wow... Wiem, że trochę juaz czasu minęło od ostatniego komentarza, ale skoro już tym wspomniałeś... Przeczytałam wszystko, od początku do końca (co rzadko mi się zdarza w opowiadaniach na czyichś blogach...c;) i uważam, że jest to konkretne, pomysłowe i dobrze wymyślone. Chętnie przeczytałabym więcej - myślę, że powinieneś wznowić pisanie. P.S. Ja też zaczęłam już dosyć dawno pisać powieść (mam 3 rozdziały XD), ale chyba jest gorsza.

    OdpowiedzUsuń