25 sierpnia 2013

"Ksenocyd" Orson Scott Card

"Ksenocyd" to kontynuacja drugiej części sagi Endera - "Mówcy umarłych". Tym razem, między opowiadanymi historiami nie mijają trzy tysiące lat; otrzymujemy wierne pociągnięcie wątków z poprzedniego tomu. Jednocześnie, jest to lektura dość gruba, więc spodziewałem się naprawdę wielu zdarzeń, wyjaśnień i zagadek. Orson Scott Card znowu pokazał, jak dobrze pisze powieści fantastyczne i nie żałuję, że tak szybko sięgnąłem po trzecią część jego znanej serii.

Ender - Mówca Umarłych - osiedlił się na planecie Lusitania. Ożenił się, choć wciąż nie ma żadnego dziecka. Jego przybranym potomstwem jest kilkoro dzieci z ukrytego związku jego żony i Liba. Gdy dla niego minęło kilkadziesiąt lat, dla ukochanej siostry Endera - Demostenesa - podróż na jego nową planetę zabrała tylko kilka tygodni. W tym czasie pisała propagandowe teksty, aby osłabić władze Kongresu i odwołać Flotę, która wkrótce miała dokonać ksenocydu na dwóch obcych gatunkach.

Jednocześnie, poznajemy historię Drogi. Jest to nowa kolonia na planecie; peryferia Stu Światów. W Drodze społeczność dzieli się na zamożnych bogosłyszących, oraz innych - nierzadko skrajnie biednych i poniżających się na każdym kroku. W takim świecie żyje Wang-mu, która ratunek widzi tylko w pracy jako sekretna druhna wysoko postawionej Qing-jao. Gdy osiąga swój cel, czuje, że jest potrzebna swojej pani bardziej, niż ta mogłaby przypuszczać. Wszystko jednak komplikuje się, gdy dawno skrywane sekrety wychodzą na jaw.

Już kilka razy spotkałem się z książkami, w których akcja rozgrywa się na dwóch oddzielnych płaszczyznach. Jest to bardzo ciekawy zabieg - poznajemy jednocześnie historię skrajnie różnych społeczeństw i mamy szansę na poznanie odmienności kulturowych. Autor postawił na Chińczyków a raczej ludzi, którzy uważają, że ich przodkowie nimi byli. Zachowali religię, a wśród nich są bogosłyszący - ludzie, którzy to słyszą głosy Najwyższych i muszą poniżać się, aby spełnić ich wole. Card bardzo sprytnie połączył oba wątki na sam koniec, ale również w trakcie książki odkrycia jednej strony wpływały na reakcję drugiej i nawet nie znając się, Ender wiedział o Drodze więcej, niż kto inny, zaś wścibska bogosłysząca wiedziała o jego rodzinie więcej, niż powinien wiedzieć ktokolwiek we wszechświecie. A wszystko za sprawą Jane.

Dzięki tej podzielności akcji, Ksenocyd jest niezwykle wielowątkowy. Fascynowało mnie to, z jak wieloma różnymi problemami musieli zmagać się nasi bohaterowie. Na początku wszystko szło powoli i nie tak jak trzeba, na dodatek kłopoty mnożyły się i narastały. Sam kontakt z dwoma gatunkami obcych był szalenie ryzykowny, a descolada, Flota, bunty i prawdopodobna śmierć Jane dolewały tylko oliwy do ognia. Na szczęście, jak zawsze, przyjaciele Endera zdołali dokonać niemożliwego. Tu właśnie ujawnia się pomysłowość i wielka wyobraźnia autora. Tak wiele przeciwności losu, tyle niezamkniętych wątków. Card rozwiązał to w tak nieoczekiwany i fantastyczny sposób, że ciężko w to uwierzyć. Bardzo podobają mi się motywy science-fiction, które Card wykorzystał w swojej książce. Przedstawił nam niemożliwe w ten sposób, jakby mogło zdarzyć się tu i teraz. Za to ogromny plus.

Bohaterowie "Ksenocydu" są bardzo ciekawi i zaskakujący. Mają swój charakter, trzymają się go, są nieustępliwi, walczą o swoje racje ale niestety tym wszystkim potrafią zirytować. W każdym razie mogę przyznać, że wszyscy z Sagi Endera przypadli mi do gustu, oprócz bogosłyszącej Drogi, czyli Qing-jao. Strasznie zdenerwowało mnie to, że jest taką konserwatystką; nie dopuszcza do świadomości tego, że Bogowie mogą nie istnieć, zaś jej zachowanie podyktowane jest zupełnie czymś innym, niż sądzi. Do śmierci trwała w swojej obsesji a najgorsze jest to, że ludzie zaczynali jej wierzyć i czcić ją... Jeszcze a propos bohaterów mogę dodać, że bardzo obawiam się tego, jak na przyszłość Stu Światów wpłynie fakt pojawienia się dwóch dodatkowych istot, które nie na swoje życzenie stworzył Ender. Jedyne co mogę powiedzieć to, że będzie ciekawie...

Zawsze pojawiają się również minusy, na które trzeba zwrócić uwagę. "Ksenocyd" to zdecydowanie dobra książka, ale przez długi czas nie działo się zbyt wiele. Card nie skupiał się wtedy na akcji a raczej na psychologicznym podejściu do małej społeczności na planecie zamieszkanej przez obcych. Było to z jednej strony dobre i intrygujące posunięcie, ale z drugiej strony momentami wszystko toczyło się powolutku bez celu a problemy coraz bardziej narastały. Mimo wszystko, książka dzięki "zwolnieniu" w niektórych chwilach, miała szansę przedstawić nam to, co nierealne, to, czego szukamy w powieściach fantastycznych. Niewyjaśnione prawa natury, rameni (albo varelse), ansible i wiele innych. Poza tym autor przyglądał się bohaterom od strony ich zachowań, emocji... Poznawaliśmy czynniki wpływające na tłum, naszą dzikość i wrogość do obcych, gdy nam zagrażają. A potem siłę religii i zjednoczenia w wyznaniu.

Uważam, że warto sięgnąć po trzecią część Sagi Endera. Jest to ciekawa książka, z dobrze wykreowanymi bohaterami, wielowątkowa, dzięki czemu zaciekawić nas może różnymi problemami, kwestiami społecznymi i naukowymi. Cieszę się, że ją przeczytałem i wręcz nie mogę doczekać się ostatniej części, czyli "Dzieci Umysłu". 9 na 10.
Udostępnij:

5 komentarzy:

  1. Ciekawie napisana recenzja , jednak to nie mój typ książek ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, za sagę raczej się nie wezmę, bo to nie moje klimaty czytelnicze. Ale gdy powstanie film bądź serial to z chcęcią obejrzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm. Może sięgnę. Narazie jednak musze się uporać z rozpoczętymi książkami, na które stwierdzam, że wcale nie mam ochotty. :/. Fajnie napisana recenzja ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa recenzja :) O autorze usłyszałam niedawno, kiedy mój brat szukał jego książek na półce w księgarni. Niestety, nie były dostępne. Po przeczytaniu Twojej recenzji oraz pozytywnych opiniach znajomych brata, chętnie sięgnę po tą serię :) Bardzo lubię fantasy, a ostatnio trochę zaniedbałam ten gatunek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Obecnie przebijam się przez tomiszcze o liczbie stron ośmiuset i jakoś końca nie widzę, więc jestem trochę sceptyczny. :)

    OdpowiedzUsuń