29 czerwca 2014

Filmowo #2: ENEMEF: "Władca Pierścieni" w Multikinie

Cześć! Dzisiaj recenzja nieco luźniejsza. Otóż, ponieważ byłem wczoraj na maratonie trzech reżyserskich wersji "Władcy Pierścieni" w Multikinie, postanowiłem napisać dla was co nieco o evencie, organizacji oraz wreszcie o filmach. Nie ulega wątpliwości, że każdy słyszał o dziele Tolkiena, a większość z was oglądała ekranizacje. Teraz i ja dołączyłem do tego grona. A tak abstrahując, gdyby ktoś miał wątpliwości... Wersja reżyserska to wersja filmu z dodatkowymi scenami, które nie pojawiły się w podstawowym wydaniu. Zazwyczaj powód, aby rezygnować z niektórych scen, to chęć skrócenia filmu, aby nie trwał 4-5 godzin, nawet jeśli jest epicki. Okej, zaczynajmy!

Gdy tylko dowiedziałem się, że ENEMEF organizuje w kilku miastach Polski noc filmową "Władcy Pierścieni", byłem pewien, że pójdę na sto procent. Razem z przyjaciółką kupiłem bilety już pierwszego dnia sprzedaży, zaklepując najlepsze miejsca! Maraton miał rozpocząć się o 22:00, a skończyć około 10:00. Do sal kinowych zaczęli wpuszczać chwilę po wpół do, więc każdy miał spokojnie czas na ogarnięcie swojego siedzenia i załatwienie ostatnich spraw. Organizatorzy prosili, aby nie przynosić ze sobą piknika. My natomiast przynieśliśmy pół Biedronki. W końcu to 12 godzin. 

Zanim przejdę do opinii na temat filmów, która zapewne was interesuje, zwrócę uwagę na kilka czynników za i przeciw na takich nocach filmowych. Sala była ogromna, ale przepełniona po brzegi ludźmi. Natomiast muszę przyznać, że każdy zachował elementy kultury i nie gadał na pół kina, albo nie jadł czegoś, co latałoby po sali lub za bardzo szeleściło. Czasem niestety irytowały mnie śmiechy niektórych osób w dość nieuzasadnionych miejscach, ale były to jedynie epizody. Mimo, że generalnie panował ścisk i nie miałem co zrobić z nogami, to wszystko było naprawdę w porządku, jeśli chodzi o ludzi, ekran i salę. Jest jednak jedna rzecz, która mnie rozwścieczyła.

Nie wiem, czy kiedykolwiek zaznaliście uczucie, że robi się wam w kinie zimno. Oglądacie film, a klimatyzacja skutecznie buduje lodowatą atmosferę. Myślę, że na pewno wiecie, o czym mówię. Przygotowani na to, wzięliśmy bluzy, ja nawet rozważałem coś jeszcze. Lipa! Na pierwszym filmie było w sumie dobrze, temperatura całkiem przyzwoita, nie było zbyt gorąco. Natomiast w trakcie "Dwóch wież" była istna katastrofa. Wyobrażacie sobie przez 4 godziny siedzieć w rozgrzanej sali kinowej z setką ludzi, bez jakiejkolwiek klimatyzacji?! Nie wiem, czy coś im nawaliło, czy postanowili na nas oszczędzić, ale czuję się oszukany, bo przyszedłem spędzić tam świetne chwile, a nie walczyć z potokiem potu... Inni ludzie również bardzo narzekali, ale nic nie mogliśmy przecież na to poradzić... Na trzecim filmie było już nieco lepiej, ale dopiero w połowie naprawdę dało się poczuć klimatyzację, dzięki czemu nareszcie powrócił komfort oglądania. Dlatego sądzę, że sam pomysł maratonu jest cudowny, ale łatwo można go popsuć, gdy organizatorzy nie dopilnują tak kluczowych czynników. Ale mimo wszystko nie narzekam, bo bardzo mi się podobało i jestem pewien, że pójdę na maraton "Hobbita", jak tylko się pojawi.

Tymczasem... co sądzę o filmach? Muszę przyznać, że przed maratonem miałem cel, aby przeczytać wcześniej wszystkie trzy części książki. Niestety, przeczytałem tylko "Drużynę pierścienia", a i ją nie do samego końca. Myślę jednak, że wszystko zostało w filmach przedstawione mniej lub bardziej wiernie lekturze, zatem nad tym aspektem skupiać się nie będę.

Tolkien umieścił swoje dzieło w świecie Śródziemia. Czytając książkę zastanawiałem się, jak producenci przedstawią cudowną naturę, widoki zapierające dech w piersiach, czy cudowne osiągnięcia kulturowe. Efekt, który osiągnął reżyser, przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem, jak długo wybierano właściwie miejsca na Ziemi, aby nakręcić te filmy, ale uważam, że zostało to wykonane perfekcyjnie. Tak wiele razy myślałem sobie w duchu, że kiedyś pojadę właśnie tam, aby zobaczyć to na własne oczy, że musiałbym chyba pół planety oblecieć. Wszystko było cudownie ujęte, a miejsca najlepsze z najlepszych, dzięki czemu samo tło dla fabuły było perfekcyjnie przygotowane.

"Władca Pierścieni" to nie jest film nowy, ale jestem pod dużym wrażeniem wielu efektów specjalnych. Wszystko było ukazane tak realistycznie, że nie chciało się wierzyć, iż taki świat w gruncie rzeczy nie istnieje. Wiele majestatycznych stworzeń, lub obleśnych kreatur, zostało na potrzeby filmu przywołanych do życia i myślę, że wszystko zostało przygotowane w sposób kompletny i nie pozostawiający nic więcej do dodania. Producenci mieli pewnie wiele trudności przed sobą. Musieli ukazać magię, czyste zło oraz bezgraniczne dobro i sądzę, że podołali. 

Kurde, naprawdę bardzo ciężko ocenia się te filmy, ponieważ są naprawdę perfekcyjne w każdym calu. Nie wyobrażam sobie, ile pracy musieli w nie włożyć wszyscy ci, którzy przyczynili się do ich powstania. Nie będę nawet opisywać gry aktorskiej i przedstawienia postaci, gdyż o tym też nie miałbym nic więcej do napisania, niż: idealne. Tak, to dobre słowo. Zatem każdy, kto jeszcze nie widział "Władcy Pierścieni", musi nadrobić to jak najszybciej. Nie można nie poznać tak wspaniałego świata fantasy. Polecam także przed filmem zapoznać się z książkami, choć nie jest to konieczne. Nie będę nawet dawać oceny, bo jest to zbędne. Jedynym, niewielkim, ale oczywistym minusem tych filmów jest ich długość. Każdy pojedynczy trwał około czterech godzin. Muszę przyznać, ze nie czułem kolejnych upływających minut, chyba że pragnąłem, aby włączyli klimatyzację, lub chciałem rozprostować nogi. Świat Śródziemia jednak za każdym razem mnie porywał i o jakichkolwiek niedogodnościach szybko zapominałem.
Udostępnij:

11 komentarzy:

  1. Też byłam! :D Ogółem wiadomo - zawsze wolę książkę, ale muszę przyznać, że wizja Jacksona mi się podoba. Mogę oglądać tę trylogię ciągle, mimo że już znam na pamięć. Wersje reżyserskie widziałam po raz pierwszy i faktycznie jest to rozwinięte... tak siedzieliśmy z kumplem w kinie, on patrzy na zegarek i "ty, minęła godzina, a oni z Shire nie wyszli xD" :D ale z łatwością wszystkie dodatkowe sceny rozpoznałam - a co się pośmiałam na niektórych! Gimli mistrz :D W sumie nawet się nieco dziwie, że nie padłam w środku nocy - miałam leciutki kryzys podczas bitwy o Helmowy Jar, ale dałam radę :D A w ogóle te krajobrazy Nowej Zelandii... *_* Na Powrocie Króla jak zwykle się popłakałam na koniec :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, to super, że byłaś! Miałem kryzys w tym samym momencie dokładnie haha XD Ja nie przysypiałem dłużej niż za 2-3 minuty, ale momentami niby zamykałem na sekundę oczy a tu nagle pół dialogu mi przeleciało. Ale też dałem radę w końcu XD Rockstar i te sprawy ;p Boże, do Nowej Zelandii musze polecieć ;( nie ma bata.

      Usuń
  2. Miałem wybrać się z kolegami, ale jak poinformowali mnie, że to trwa od 10 do 10, to zrezygnowałem. Byłem w zeszłym roku w Heliosie na maratonie Halloween i już koło 7 rano wysiadałem, więc na pewno nie wysiedziałbym do 10. A że wszystkie te filmy widziałem już kilka razy, to jakoś nie było mi strasznie smutno - najwyżej jeszcze kiedyś wyszperam wersje reżyserskie. Ale na Hobbita też bym się wybrał (chociaż 2 była dla mnie strasznie słaba). :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy zatem jaka będzie trzecia część :>
      Wiesz co, najtrudniej wytrzymać od 2 do 4-5, potem nad ranem aż do samego końca już się jest "wyspanym", przynajmniej to z mojego doświadczenia xD dlatego najgorzej było na 2 filmie, bo ledwo wytrzymałem ;) Ale najwyżej byście się budzili nawzajem XD

      Usuń
  3. Chciałabym obejrzeć film z fragmentami usuniętymi z tej wersji, którą każdy zna. Oglądałam tak Pottera na YT i myślę, że właśnie te urywki, których postanowili się pozbyć były jednymi z ważniejszych, ale to może moje odczucie tylko dlatego bo wydawało mi się to nowe, nigdy nie widziane i dodające odświeżenia w filmie.

    OdpowiedzUsuń
  4. ubóstwiam ten film, a na takim maratonie bywam cyklicznie, bo już trzy razy mi się zdarzyło i za każdym razem było tak samo cudownie. ;)
    i chyba najbardziej mi sie podobało, gdy wygrałam bilety i co prawda siedziałam w piątym rzędzie, ale miałam trzy wolne miejsca obok siebie i mogłam się spokojnie rozłożyć i podziwiać te epickie filmy. <3
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. A ! Słyszłamo tym! niestey miałam za daleko :(

    OdpowiedzUsuń
  6. nie lubie filmu ani książki, ale na maraton jakiś chętnie bym poszła : )

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam książki, nie oglądałam filmu, ale mam plan ambitny - nadrobić to jak najszybciej, już nawet wcisnęłam to tolkienowskie dzieło, gdzieś między lektury wakacyjne :) jestem za to wierną fanką "Hobbita", więc dzieła tego autora nie są mi zupełnie obce ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Och nie, nie dałabym rady wysiedzieć tyle w kinie. Oglądałam wszystkie filmy, razem z chłopakiem urządziliśmy sobie 3 weekendy z Władcą pierścieni i było to dla mnie o wiele przyjemniejsze, niż siedzenie w ścisku w kinie przez całą noc. :)
    Raz wybrałam się na ENEMEF. Były to wszystkie części "Piły". Zniechęciło mnie to skutecznie do takich eskapad. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam na takim maratonie już jakiś czas temu i jedyne czego żałuję to to, że nie odbywają się one w ciągu dnia. ;) W przypadku nocnej imprezy po prostu trafiło na mój gorszy moment i w rezultacie przespałam całą drugą część (co jest o tyle dziwne, że tam jest najwięcej pisków Golluma...). W każdym razie same filmy podobały mi się bardzo, zarówno w zwykłej wersji, jak i reżyserskiej, chociaż ta druga na pewno zawiera więcej przyjemnych smaczków.

    OdpowiedzUsuń