26 lipca 2014

"Piąta fala" Rick Yancey

Rick Yancey to nieznany mi dotychczas autor, na którego koncie znalazło się już kilkanaście młodzieżowych pozycji. W jego najnowszej serii, "Piątej fali", Yancey porusza temat tak stary, jak stary jest gatunek science-fiction, znany przez wszystkich, dla wielu już skończony i przejedzony - obcy. Tekst na okładce obiecuje świeże spojrzenie na inwazję przybyszów z obcej planety. Uwierzyłem mu i kierując się poniekąd instynktem oraz niezłymi opiniami, postanowiłem sięgnąć po pierwszy tom sagi.

"Pierwsza fala przyniosła ciemność. 
Druga odcięła drogę ucieczki.
Trzecia zabiła nadzieję.
Po czwartej wiedz jedno: Nie ufaj nikomu"

Cassiopeia (mówcie Cassie) to nastolatka ze zwyczajnymi problemami, jak na licealistkę przystało. Szara, niezauważana przez miłość jej życia nie spodziewa się, jak wkrótce może potoczyć się jej życie. Gdy w okolicach Marsa zauważony zostaje Statek Matka, ludzkość staje przed szansą na skok cywilizacyjny, lub wojnę, jakiej historia nie widziała. Przybysze stają się tematem numer jeden i każdy oczekuje pierwszego ruchu ze strony obcych. Nikt nie spodziewał się jednak pierwszej fali, uderzenia silnego pola elektromagnetycznego. A to dopiero początek...

Z tematem obcych miałem już do czynienia wiele razy. Najlepszym przykładem jest "Gra Endera", w której wojna z inną świadomą cywilizacją kończy się diametralnym sukcesem ludzkiej rasy. Nie ważne, że obcy ci nie byli do nas wrogo nastawieni. Tym razem jesteśmy w szachu - Przybysze, setki tysięcy lat do przodu na drodze ewolucji, których głównym celem jest zniszczenie zarazy, która dotknęła Ziemię - ludzi. Kolejne fale są coraz bardziej niszczycielskie, coraz bardziej wymyślne i coraz głębiej wnikają w nas samych, niszcząc nasze człowieczeństwo i wyostrzając pierwotne instynkty. Cóż... pierwszy raz tekst z okładki mnie nie zawiódł. Wizja Yanceya jest świeża i zrobiła na mnie wrażenie. Same fale jako takie są ciekawym pomysłem, ale to, czym są naprawdę szokuje jeszcze bardziej. Po co zabijać ludzi, skoro mogą zrobić to sami?

Na początku poznajemy główną bohaterkę, która raczy nas swoimi wywodami na temat poprzedniego życia. Okazuje się jednak, że autor zamierza opisać historię z perspektywy kilku innych osób, dzieląc swoją powieść na krótkie części, w każdej przedstawiając poczynania kogoś innego. Jest to znana sztuczka, a zastosowana w "Piątej fali" ciekawie urozmaicała narrację. Nie rozumiem jednak podziału na rozdziały, który był aż przesadzony. Niektóre rozdziały bowiem miały 2-3 strony, a początek kolejnego był dokładną kontynuacją zdania z końca poprzedniego. Co miało to na celu? Nie wiem... Ale jestem za to pewien, że z kilku rozdziałów można było spokojnie zrobić jeden dłuższy i wyszłoby to na dobre.

Akcja powieści bardzo szybko brnęła do przodu i z każdą częścią poznawaliśmy kolejne zaskakujące informacje. Książkę czytało się naprawdę szybko i lekko za sprawą luźnego języka (choć mam wrażenie, że czasem był zbyt luźny). Momentami akcja była wręcz tak szybka i porażająca, że czas wokół na chwilę zwalniał. Mimo wszystko, czegoś mi w tym wszystkim brakuje. Szczególnie pierwsza część książki, mimo że wciągała, była raczej nudna i pospolita. Zazwyczaj jestem tą osobą, która docenia cnotliwe wywody bohaterów na temat człowieczeństwa i tym podobnych, ale tym razem monologi Cassie były nieciekawe i miałem ochotę je pomijać. Na szczęście jednak w miarę upływu kartek wszystko zaczęło nabierać tempa, a gdy pojawiły się wreszcie działania wojskowe, działanie na granicy ludzkich możliwości, bezgraniczna miłość, ostatnie cienie dyskomfortu zniknęły.

Myślę, że bohaterowie w "Piątej fali" zostali średnio wykreowani. Miałem wrażenie, że podobnych Cassie spotkałem już dziesiątki... Do samego końca wiedziałem, że nie poznałem jej zbyt dobrze, a ponadto często mnie irytowała. Ciekawszą postacią jest Evan, już z samej racji tego kim jest... Bardzo polubiłem również Bena oraz Ringer. Oboje są specyficzni, mają swoje mocne i słabe strony i mimo że miałem niewiele czasu, aby ich poznać, zżyłem się z nimi bardziej, niż z główną bohaterką. Żałuję trochę, że autor dodał wątek miłosny między Cassie a Evanem, ale w końcu nie mogło być inaczej! Aby nie powstał z tego trójkąt, albo - co gorsza - kwadrat, romb, czy prostokąt.

Podsumowując, "Piąta fala" to dość lekka i przyjemna książka. Nie jest wybitnym arcydziełem, ale rzeczywiście zaskakuje ciekawym spojrzeniem na temat obcych. Wszystko w lekturze dzieje się bardzo szybko i nie ma czasu na nudę. Pozycja nie zmusza jednak do myślenia, przez co historia staje się raczej prosta i niewymagająca, a szkoda. Mam nadzieję, że się to zmieni. Bohaterowie są interesujący, choć oczekiwałem nieco lepszej kreacji. Mimo wszystko myślę, że warto tę pozycję polecić, szczególnie zainteresowanym tematem. Oceniam na 7 na 10.
Udostępnij:

7 komentarzy:

  1. Nie jestem fanką tego typu literatury, więc nie skusze się :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, nie wiem. Dużo o niej słyszałam na amerykańskim Booktubie, ale jakoś nie czuję się przekonana

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi ta powieść bardzo się podobała i bardzo chętnie przeczytam jej kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny początek nowej serii. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy młodych
    bohaterów

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam już parę recenzji i zapowiada mi się od jakiegoś czasu nawet ciekawie. Nie czytałam jeszcze żadnej książki Yancey'a, więc chętnie się przekonam o co było tyle hałasu swego czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z ogromną chęcią zapoznam się z tą pozycją. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Stoi u mnie na półeczce i dumnie czeka, dlatego recenzja wyłącznie przebiegłam wzrokiem by nie psuć sobie wrażeń o niej ;)

    OdpowiedzUsuń