02 sierpnia 2014

"Ulysses Moore. Statek Czasu" Pierdomenico Baccalario

"Ulysses Moore" to seria, do której mam ogromny sentyment. To w dużej mierze dzięki niej polubiłem czytać książki, szczególnie młodzieżowe i fantastyczne. Dwanaście świetnych części, które stworzyły poruszającą i skomplikowaną historię, od której nie mogłem się oderwać. Kto by pomyślał, że Baccalario znów odgrzebie starego Moore'a i dopisze kolejną, trzynastą część, rozpoczynając - jak mniemam - kolejny cykl, który będzie się ciągnął nie wiadomo ile. O ile pierwotną serię pokochałem, o tyle do siostry bliźniaczki byłem średnio przekonany. "Statek Czasu" to pierwszy tom nowej, choć starej sagi Baccalaria. Czy kolejne przemielenie tej historii wyszło mu na dobre?

Pewnego słonecznego popołudnia grupa przyjaciół postanowiła wybrać się do laguny, aby pobawić się wśród drzew i mokradeł. Murray i Mina odłączyli się od znajomych, nieświadomi tego, jak daleko udało im się dojść. Gdy docierają do tajemniczego, osiadłego na mieliźnie statku, ich wszystkie sprzęty elektroniczne przestają działać. Na kadłubie łodzi widnieje wyraźnie grecki napis - Metis. Już wkrótce rozpocznie się wielka przygoda, dzięki której młodzi bohaterowie pokonają barierę rzeczywistości i dotrą do Miejsc w Wyobraźni, a także wspomogą w wojnie biedne, wyniszczone już Kilmore Cove.

Już od pierwszych stron jasne jest, że w książce pojawiają się zupełnie nowi bohaterowie, a sama akcja rozgrywa się w całkowicie innym miejscu. Myślę, że działa to na korzyść, gdyż po raz trzynasty czytać o tych samych postaciach, szczególnie, że seria została już zakończona, byłoby po prostu nudno. Akcja rozwija się raczej powoli, a po odnalezieniu statku wszystko rozgrywa się jednostajnym tempem. Nie powiem, że fabuła była nudna - wręcz przeciwnie, autor jak zwykle zadbał o nakreślenie interesującej intrygi, ale była ona po prostu... dobra. Bez szału, niespecjalnie porywająca. Niby jest jakiś sekret, przeciwności losu oraz wyraźne zadanie do wykonania, ale bohaterowie radzili sobie z tym tak gładko i precyzyjnie, że nie było w tym żadnej dramaturgii; przelatywało się przez kolejne strony, wiedząc dokładnie jak zakończy się każdy rozdział. "Statek Czasu" zdecydowanie nie był książką zaskakującą czy szokującą.

Jednym z większych atutów nowej powieści Baccalaria jest fakt, iż czytelnicy mają szansę spojrzeć na historię Miejsc z Wyobraźni z nieco innej perspektywy, niejako z boku. Poznajemy Penelopę i Ricka (których bardzo dobrze kojarzymy już z serii Ulysses Moore) i dowiadujemy się, jak potoczyły się losy miasteczka Kilmore Cove po wyprowadzce Jasona i Julii. Prawdę mówiąc najbardziej wciągnęły mnie właśnie te rozdziały, w których akcja rozgrywała się w Kornwalii. Bardzo polubiłem Kilmore Cove i byłem ciekaw, co się z nim stało, a pomysł autora tym jedynym razem okazał się trafiony i otwierający drogę do interesującego kontynuowania historii.

Nie muszę wspominać, że "Statek Czasu" to książka kierowana raczej do młodszej młodzieży, dlatego niestety nie porwała mnie tak, jak zrobiłaby to zapewne kilka lat temu... Język użyty przez autora zdecydowanie odpowiada grupie wiekowej, której lektura jest dedykowana. Książkę czytało się bardzo szybko i przyjemnie. Nie zabrakło nawet opisów, choć nie mogły być one zbyt rozbudowane, gdyż powieść nabrałaby większych gabarytów, co mogłoby niektórych zniechęcić. Generalnie bardzo lubię styl Baccalaria, ponieważ pisze on niezmiernie lekko i nawet z drobnej rzeczy potrafi zrobić nie lada zagadkę.

Z bohaterami raczej się nie polubiłem. Były to papierowe postacie, każdy miał określone cechy, a ich charaktery były bardzo sztywne i nie można było oczekiwać po nich niczego spontanicznego. Prawdę mówiąc po skończeniu lektury zapomniałem, jak nazywali się główni bohaterowie, a gdy sprawdziłem ich imiona to ledwo kojarzyłem co każdy z nich dokonał. Nie były to postacie warte zapamiętania i naśladowania, choć dzieciom i młodszej młodzieży Murray, Mina i spółka mogą okazać się wspaniali, ze względu na ich przygody i "nadzwyczajnie" radzenie sobie z problemami.

Podsumowując, do trzynastej części Ulysses Moore podszedłem raczej sceptycznie. Co za dużo, to nie zdrowo; tak mógłbym podsumować kolejny tom przygód Podróżników z Wyobraźni. Nie było źle, ale nie było również wspaniale. Była to poprawna książka, każdy element został nakreślony dobrze, jakaś intryga jest, nowi bohaterowie są (choć raczej mało ciekawi), ale nic poza tym. Głównym punktem programu było dotarcie do Kilmore Cove, które znamy z poprzednich części, i ten fragment lektury najbardziej mi się spodobał, bo mogłem spojrzeć nieco inaczej na problem Moore'ów, a także poznać dalsze losy miasteczka. Czy oczekuję kolejnych części? Przeczytam je ze względu na sentyment, a "Statek Czasu" oceniam na 6 na 10.
Udostępnij:

8 komentarzy:

  1. Ja dotrwałam do dziesiątej części tej serii, a potem moja przygoda z nią jakoś się rozmyła. Pamiętam, że każdą książkę czytałam z wypiekami na twarzy:) Kto wie, może kiedyś do niej wrócę?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ulysses Moore" był jedną z tych serii, które skazywały mnie na (prawie) rozpacz, kiedy jakiegoś tomu nie było w bibliotece. Mimo tego pamiętam, iż ostatnie części były już próbą ciągnięcia sagi na siłę. Sądzę, że nie skuszę się na czytno "trzynastego" tomu. Po prostu nie chcę sobie zepsuć opinii o "Ulyssesie". Do tego nowi bohaterowie... Chyba nie byłabym w stanie polubić ani ich, ani ich świata. Może to dziwne, ale dziękuję, że rozwiałeś moje wątpliwości. "Ulysses" zawsze będzie miał specjalną komorę w mojej pamięci, więc nie chciałabym, żeby przez "Statek Czasu" ją opuścił.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o czym mówisz :) 10 część była cudowna, natomiast 11 bardzo mnie zawiodła, a 12 skończyłem miesiąc temu i niestety nie czułem już tej magii ;_; Generalnie moja opinia o Ulyssesie Moore zostanie niezmieniona - cudowna, wspaniała seria, którą każdy młodszy osobnik powinien przeczytać xD Nie rozumiem za bardzo po co Baccalario zaczyna pisać kolejny bliźniaczy cykl... Mógłby się pokusić o coś nowego. Czytałem jego inną serię - Century - i muszę przyznać, że była świetna, więc autor, gdyby ruszył głową, mógłby rozpocząć coś świeżego i zupełnie nowego...

      Usuń
  3. Nie czytałam tych książek, i to się już niestety nie zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam dwie pierwsze częsci które mi pozyczyles i byly calkiem fajne, ale az 13 czesci to chyba za dużo ;|

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę papierowych bohaterów - to oni są filarem podtrzymującym zainteresowanie czytelnika, więc jeśli ich kreacja jest słaba, to książka na bank mi się nie spodoba :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie ten cykl jakoś nie bardzo interesuje. Chyba jestem za stary. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Eee... Tam przesadzasz, że papierowi... Może masz takie uczucie tylko dlatego, że to pierwsza część z ich udziałem i jeszcze niewiele o nich wiadomo, a ich charaktery nie są jeszcze porządnie "zarysowane"? Mi się tam podobali :P No, ale każdy ma swój gust i każdy na własną rękę powinien wyrobić sobie zdanie o SC.

    OdpowiedzUsuń