27 września 2015

"Zabójcza sprawiedliwość" Ann Leckie

Science fiction to jeden z moich ulubionych gatunków literackich, aczkolwiek ze space operą nie miałem za wiele do czynienia. Gdy po raz pierwszy dowiedziałem się o książce Ann Leckie pod tytułem "Zabójcza sprawiedliwość" byłem nią naprawdę zainteresowany i chciałem się z nią zapoznać jak najszybciej. Bardzo ładna okładka, ciekawy opis i zapewnienie, iż jest to najlepsza książka w swoim gatunku wydana w naszym wieku podsycały tylko mój zapał. Gdy jednak rozpocząłem przygodę z lekturą okazało się, że może nie być wcale tak gładko, jak myślałem. Książka sama w sobie jest świetna, ale jest w niej kilka rzeczy, które mogą skutecznie uprzykrzyć czytanie.

Anaander Mianaai to wcielenie boskie. Władca o tysiącach różnych ciał, niemalże wszechwiedzący, nie do pokonania. Ale czy aby na pewno? W Imperium Radch każda zamieszkana planeta została wcześniej anektowana. W teorii słowo to brzmi dość pokojowo, w praktyce jednak każdy ze światów był podbijany, a jego mieszkańcy traktowani surowo i bezwzględnie - nieszczęśnicy zaś byli wyłapywani, aby stać się serwitorami, ciałami, mającymi stanowić narzędzie wykonawcze dla sztucznej inteligencji dowodzącej statkiem kosmicznym. Jedna z aneksji przebiegła jednak nie tak, jak powinna. W wyniku nieprawidłowości okręt uległ zagładzie, a w raz z nim wszyscy i wszystko na pokładzie. Z wyjątkiem Breq. Po traumatycznych przeżyciach jedynym celem serwitora staje się zemsta na tym, który doprowadził do całego cierpienia. 

Na samym początku warto zaznaczyć, że książka Leckie wprowadza pewien powiew świeżości, jeśli chodzi o dzieła science fiction. Prawdopodobnie nie jest to pomysł nowy, ale nigdy nie spotkałem się z tym, aby sztuczne inteligencje dowodziły statkiem, posługując się ludzkimi ciałami jak marionetkami. Muszę przyznać, iż było to zabawne, szczególnie gdy pojawiały się opisy, iż ta sama postać widziała siebie stojącą gdzie indziej. Kolejnym interesującym niuansem jest wyzbycie się różnic płci. W książce dominuje jeden zaimek "ona", ale we wszechświecie występują języki, które wciąż wymagają rozróżnienia na mężczyznę i kobietę, stąd sam status wielu bohaterów jest dla mnie nie do końca jasny. Zdarzało się, iż na przestrzeni książki ta sama osoba była wielokrotnie określana mianem jego lub jej, co wprowadzało pewien mętlik w głowie. 

Pomimo, iż wydaje się, że książka jest czymś zupełnie nowym, motywy bohaterki, której nawet nie możemy nazwać człowiekiem, są bardzo ludzkie - zemsta. Myślę, że w lekturze ważna jest właśnie historia Breq, jej odczucia, wspomnienia setek poprzednich lat. Niestety powoduje to pewne zwolnienie w akcji i w niektórych momentach opowieści bohaterki mało wnoszą do historii a ciągną się przez całe stronice. Na szczęście jednak język, jakim pisana jest książka, jest dość przystępny i sprzyja jej czytaniu.

Sądzę, iż największym minusem lektury jest to, że czytelnik zostaje wrzucony wprost do świata, którego zupełnie nie zna. Zabieg ten znam z innych pozycji, ale często w miarę upływu stron wszystko było ładnie tłumaczone. Tutaj jednak przy setnej stronie wciąż łapałem się na tym, że nie rozumiem o czym bohaterowie rozmawiają, a kolejne nazwy rodzin, planet, klanów - czy jakkolwiek by to nazwać - były mi nieznajome. To również utrudnia czytanie i potęguje uczucie powolności akcji, dlatego też moja przygoda z tą pozycją trwała dość długo, czasem miałem wrażenie, że całą wieczność.

Chciałbym jednak, abyście się nie zrażali. Space opera to wyjątkowy podgatunek science fiction, niemalże dla wybrańców. Nie każdy lubi i nie każdy byłby w stanie przeczytać taką książkę. Dla fanów tego typu lektur "Zabójcza sprawiedliwość" będzie gratką, która - jak sądzę - dużo wniesie do ich czytelniczego banku. Uważam, że warto przebrnąć przez początek, aby ostatecznie dać się porwać historii opisanej przez Leckie. Mam nadzieję, że w kolejnych pozycjach autorka postara się popracować jeszcze nad niuansami, które nadmieniłem, zaś jej debiut oceniam na 7 na 10.

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat
Udostępnij:

3 komentarze:

  1. A jednak nie czuję do niej przyciągania ;)
    Pozdrawiam serdecznie ;*
    http://ravenstarkbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony ciekawi mnie ta książka, a z drugiej na podstawie opisu nie rozumiem, co takiego zachwyca tylu czytelników. Jeszcze poczekam :)
    miedzysklejonymikartkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy przerabianiu powieści z gatunku science-ficton, najpierw zdecydowanie sięgnę po klasykę. Nie jestem do końca przekonany co do tej książki i raczej ją sobie odpuszczę, bo w kojce czeka mnóstwo innych, ciekawych powieści.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie,
    kultura-michala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń