17 marca 2017

Fiszki - czy to dobry sposób na naukę języków obcych?

Fiszki, Cztery Głowy, norweski, nauka języków obcych
Jak wiecie, od dłuższego czasu prowadzę na blogu serię Czas na fiszki. Minęło kilkadziesiąt tygodni od pierwszego wpisu z tą właśnie etykietą. Koniec roku 2015 to również wyznaczony przeze mnie termin zakończenia zestawu fiszek A1. Po tak długiej przygodzie z fiszkami, chciałbym podzielić się z wami moją opinią na ich temat. 

Dobry sposób na naukę słówek... Czym są fiszki?

Fiszki to małych rozmiarów karteczki. Najczęściej służą do uczenia się słówek; z jednej strony wpisujemy słowo w języku polskim, z drugiej zaś w języku docelowym. Nie trzeba jednak ograniczać się tylko do wyrazów - fiszki równie dobrze służyć mogą do nauki zagadnień gramatycznych, wymowy, a w szerszej perspektywie definicji, związków chemicznych, dat czy postaci historycznych... Jest to forma, którą zastosować możemy właściwie do wszystkiego - ogranicza nas tylko miejsce na karteczce.

Wiele osób o fiszkach słyszało, dużo mniej korzysta. Zalety i wady.

Fiszki przygotować możemy samemu, wycinając setki małych karteczek i wpisując na nie słówka, które już wkrótce chcielibyśmy przyswoić. Możemy również pójść na skróty i zakupić profesjonalne zestawy fiszek, przygotowane przez wydawnictwa językowe. 

Gdy myślę o zaletach fiszek, pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to sam proces przygotowywania karteczek. Mimo, że trwa to naprawdę długo, samo wpisywanie słówek już zapoczątkowuje proces nauki. Nierzadko, gdy rozpoczynałem przeglądanie wyrazów, połowę już pamiętałem, gdyż wcześniej musiałem je przetłumaczyć, wynotować i przenieść na fiszki. Atutem fiszek zakupionych jest zaś ich pewność - profesjonalne tłumaczenie, nierzadko zapisana wymowa i przykład użycia w zdaniu.

Fiszki, Cztery Głowy, norweski, nauka języków obcych, sepiaFiszki mają dość małe gabaryty i nawet jeśli wyprodukujemy ich kilkaset, wciąż nie powinny zajmować aż tyle miejsca, dlatego można je wziąć ze sobą dosłownie wszędzie (oczywiście nikt nie będzie brał kilkuset fiszek np. do autobusu, wystarczy kilkadziesiąt). Karteczki to atrakcyjna forma nauki, jeśli porównamy ją z innymi. Kiedyś uczyłem się słówek z list - niestety często zapamiętywałem sekwencję słów, a nie same słowa, poza tym kartki były duże, gniotły się i tylko mnie irytowały... Fiszki można dowolnie tasować, przeglądać je leżąc w łóżku, wannie, na dywanie. Ponadto utrata jednej karteczki to nic takiego. Utrata jednej kartki, na której z powodzeniem zmieści się sześćdziesiąt słów, to prawdziwa tragedia...

Pomyślmy teraz o wadach fiszek. Najpoważniejszy minus to czasochłonność ich produkcji. Wycinanie nie tylko trwa długo, ale nie należy do czynności przyjemnych, karteczki często wychodzą krzywe, a po wycinankach trzeba posprzątać...

Fiszki są najczęściej jednorazowe - np. do sprawdzianu. Nauczymy się, papier się zniszczy, rogi zagną, połowa fiszek zaginie w akcji. Poza tym, kto by składował te piętrzące się tysiące kawałków kartki? Miło uczy się słówek z fiszek, ale gdy rzuci się je w kąt, nigdy już się do nich nie wraca. Osobiście dodam od siebie, iż nie raz spotkałem się w autobusie z dziwnymi spojrzeniami skierowanymi w moim kierunku, gdy przeglądałem słówka na moich fiszkach z językiem norweskim. Zupełnie nie wiem, skąd to wynika, może to tylko moja imaginacja.

Póki co wciąż mówię o fiszkach przygotowywanych do sprawdzianu, testu czy dla siebie, aby poszerzyć swoje słownictwo czy wiedzę w jakimś zakresie. O fiszkach, jako sposobie na naukę języka od podstaw, w dalszej części wpisu.

Fiszki elektroniczne - mój przepis na sukces

Logo programu do nauki z fiszek elektronicznych Anki
Jeśli przeglądaliście już wcześniej mojego bloga, wiecie dobrze, że jestem ogromnym fanem programu Anki. Anki to darmowa aplikacja służąca do tworzenia elektronicznych fiszek. Co więcej, dzięki inteligentnemu systemowi powtórek słówka nauczone nawet wiele lat temu pojawiają się ponownie raz na jakiś czas, dzięki czemu wciąż odświeżamy swoją wiedzę. Jedyne co musimy zrobić, to wprowadzić słówka do programu (lub ściągnąć gotowe talie z internetu), a potem otwierać program codziennie i powtarzać to, co Anki nam karzą. Brzmi pięknie, prawda? I byłoby pięknie, ale ludzka niekonsekwencja i lenistwo stają na przeszkodzie.

A. Nauka fiszek elektronicznych na przykładzie programu Anki

Zalety:
- fiszki z wielu języków kumulowane przez wiele lat są zebrane w jednym miejscu i dostępne zawsze pod ręką dzięki aplikacji mobilnej i stronie internetowej
- wygodna nauka (aplikacja na telefonie, program na komputerze); brak potrzeby zabierania ze sobą dziesiątek fiszek i przeglądania ich np. w autobusie, co może dla niektórych wyglądać komicznie
- świetny system powtórek, dzięki któremu wyrazy nauczone nawet wiele lat temu nie zostaną przez nas zapomniane, a pojawią się ponownie we właściwie wyliczonym czasie
- inteligentna synchronizacja powtórzeń słówek między urządzeniami, dzięki czemu nie będą się one duplikować np. na komputerze i na telefonie
- ciekawe statystyki nauki, które motywują do lepszego działania
- możliwość ustawienia nauki "w obie strony", dzięki czemu fiszka pojawi się dwukrotnie, raz pokazując najpierw słówko po polsku, drugi raz pokazując wpierw wyraz w języku obcym
- możliwość dodania wymowy audio, obrazków, formatowania tekstu
- w momencie braku internetu powtarzanie słówek wciąż jest możliwe

Wady:
- brak "fizyczności" fiszek, co wielu osobom przeszkadza w nauce
- uzależnienie nauki od technologii; brak dostępu do komputera i telefonu uniemożliwi nam naukę słówek
- przy braku internetu niemożliwa jest synchronizacja między urządzeniami
- przytłaczająca liczba słówek, które może zniechęcić do nauki; jeśli zbieramy słowa z kilku języków od kilku lat nie unikniemy sytuacji, w której do powtórzenia jednego dnia pojawi się np. 200 słów, co może być czasochłonne, a w przyszłości zniechęcić do otworzenia programu
- przy braku sumienności po kilku(nastu) dniach zebrać może się pokaźna liczba słów do powtórzenia, co również może mocno zniechęcić










Fiszki jako sposób na naukę języka obcego od podstaw

Zestaw do nauki języka norweskiego STARTER od wydawnictwa Cztery Głowy
Sposobów na naukę języków obcych jest tyle, co osób uczących się. Każdy ma własne, wypracowane metody, których się trzyma. Gdy rozpoczynałem swoją naukę norweskiego, czułem się nieco zagubiony. Nie wiedziałem do końca w co włożyć ręce, z której strony język ten chwycić. Z pomocą przyszedł mi zestaw fiszek STARTER od wydawnictwa Cztery Głowy. Był to strzał w dziesiątkę. Zestaw ten był przygotowany w sposób profesjonalny, a podstawowe słownictwo zostało dobrze dobrane, dzięki czemu szybko wdrożyłem się w język norweski i miałem bardzo dobre fundamenty do dalszej nauki.

Jeśli ktoś mnie zapyta, czy warto zaczynać naukę języka obcego od tak zwanego STARTER'a, powiem, że lepszego sposobu nie ma. Opanowanie przygotowanej przez wydawnictwo leksyki zajęło mi bardzo niewiele czasu, a pomogło szybko i pewnie wkroczyć w świat języka wikingów. Niektórzy mówią, iż nauka przez tłumaczenie nie jest efektywna, a na samym początku przygody z nowym językiem powinniśmy uczyć się jak dzieci - przez obrazki. Nie jestem w stanie ocenić tej metody (aczkolwiek kiedyś ją wypróbuję); moim zdaniem wzięcie się za tak zwany STARTER wyjdzie na dobre każdemu. Schody zaczynają się jednak później.

Czym tak naprawdę jest nauka języka? 

Gdy zakończyłem STARTER, byłem z siebie naprawdę dumny. Z chęcią otworzyłem kolejny zestaw, tym razem A1, z kilkoma tysiącami słów, które już czekały na przyswojenie. Byłem pełen energii i zapału, stawiałem sobie ambitne cele. W którymś jednak momencie spostrzegłem, że taka forma nauki do niczego nie prowadzi. Dlaczego?

Zestaw do nauki języka norweskiego STARTER od wydawnictwa Cztery Głowy
Zastanówmy się, po co tak naprawdę uczymy się języka. Uczymy się go, aby rozumieć teksty pisane, rozumieć to, co mówią do nas inni, być w stanie odpowiedzieć ustnie oraz pisemnie. Nie nauczymy się tego nie trenując, co zrozumiałem dość szybko.

Zacząłem czytać rozmaite teksty, co rzecz jasna nie było proste. Nowych słów z każdego z artykułów było co nie miara, ale ich nauka była dla mnie dość prosta, bo nie były one "wzięte z powietrza" - pamiętałem, gdzie dany wyraz się pojawił, w jakim kontekście, dzięki czemu zapamiętanie tłumaczenia nie było wyzwaniem. Przy tak wielu nowych słowach pochodzących z tekstów czy "słuchanek" nie byłem w stanie uczyć się z fiszek, gdyż zwyczajnie nie dałbym rady spamiętać wszystkiego. Gdy miałem jednak chwilę i przysiadałem do zestawu A1, zdawałem sobie sprawę z tego, że uczę się słów, których prawdopodobnie nigdy (choć lepiej powiedzieć w najbliższej perspektywie) nie spotkam i nawet jeśli pamiętam je teraz, to za dwa miesiące uciekną one w niepamięć i nie dadzą o sobie więcej znać.

Jednocześnie myślałem sobie, że mogłbył w tym momencie czytać news, który wzbogaciłby mnie o żywy język, słownictwo, które miałem okazję spotkać w innych artykułach, co z pewnością przyniosłoby mi dużo więcej korzyści. Mój zapał do nauki z fiszek spadał jak po równi pochyłej. Gdy sięgnąłem po Harry'ego Pottera po norwesku, umarły we mnie ostatki myśli, że nauka z fiszek może mi jeszcze coś przynieść.

Nie chcę całkowicie negować zasadności uczenia się słów, takich jak firanka, hebanowy czy żółw lądowy. Są to słowa, które na odpowiednim poziomie na pewno poznamy, ale z racji tego, jak rzadko są używane w codziennej mowie czy w artykułach na internecie, ich nauka już na poziomie A1/A2 mija się z celem. Nawet, jeśli pełne wyposażenie domu wydaje się być słownictwem na niskim poziomie, osobiście wychodzę z założenia, że warto poznać podstawowe meble i przedmioty, a resztę będziemy sukcesywnie zbierać w miarę nauki

Nie zapominajmy też, że wciąż mówię o fiszkach przygotowanych przez wydawnictwa. Rzecz jasna słówek, które znajdowałem w tekstach, również uczyłem się w formie fiszek (elektronicznych). Były one jednak przygotowane przeze mnie, miałem poczucie, iż wyraz ten spotkałem w prawdziwym życiu i że prawdopodobnie jeszcze się na niego natknę (co prawie zawsze się działo), dlatego warto go zapamiętać.

Personalizacja słownictwa

Proces nauki własnego słownictwa, który opisałem wyżej, prowadzi do tak zwanej personalizacji słownictwa - sytuacji, w której, ze względu na nasze preferencje czytelnicze, poznajemy profesjonalne słownictwo na wysokim poziomie z dziedziny, która nas interesuje, jednocześnie pozostając daleko w tyle w innych obszarach.

Opisuję to zjawisko, ponieważ przytrafiło mi się ono w trakcie nauki norweskiego. Jako, że interesuję się ekonomią i polityką, czytałem po norwesku artykuły właśnie z tym związane. Nie były one proste, słownictwo stosowane w czołowych gazetach Kraju Fiordów, dodatkowo na tematy polityczne, jest trudne i oceniane na poziom B2/C1. Mnie to nie zraziło - jako świeżak zabrałem się za tłumaczenie i naukę. Po jakimś czasie zauważyłem, że mogę bez problemu czytać takie teksty, a słownictwo powoli się powtarza. Teraz - nawet jeśli nie każde słowo rozumiem - przeglądanie codziennej prasy online nie sprawia mi aż takich problemów.

Nie znaczy to jednak, że osiągnąłem poziom B2/C1. Spodziewam się, że nie zrozumiałbym w całości bajki o zwierzątkach dla czterolatka. Musimy sobie jednak zadać ważne pytanie - po co uczymy się języka? Żeby porozumiewać się z native'ami na tematy z wyższej półki, które nas interesują? Czy żeby poczytać z ich dziećmi książeczki z obrazkami?

Wygląda to nieco tak, jakbym skreślił naukę prostych słówek oraz naukę z fiszek i powiedział, że jest ona zupełnie nieefektywna. Pamiętajmy - nic nie jest czarno-białe. Słówka z zestawu A1 jak najbardziej spotykałem w prawdziwym życiu, ale na sto nauczonych słów, dziesięć pojawiło się w innym miejscu, a resztę pamiętam przez mgłę.

Nie każdy ma jednak ochotę i czas pracować z teksami i samemu słowa sobie wypisywać, co oczywiście rozumiem. Uważam jednak, że nie ma sensu uczyć się od samego początku obszernymi działami wszystkiego - znać każdy mebel i artykuł spożywczy, jaki istnieje. Lepiej poznać podstawy tak, żeby nie można nas było najniższym poziomie zaskoczyć, a potem iść we własnym kierunku, powoli ale sukcesywnie zbierając to, co spotykamy po drodze

Czas na konkluzje. Czy zatem uczyć się z fiszek? Jak?

Swoją przygodę z fiszkami wspominam bardzo dobrze. Uważam, że fiszki od wydawnictw to super sposób, aby rozpocząć naukę, wdrożyć się w dany język. Sądzę, że na początku metoda ta działa świetnie i dużo wnosi! Kolejne zestawy również mogą przynieść wiele korzyści, ale nie powinniśmy opierać się jedynie na nich, gdyż nauka języka to nie nauka tłumaczeń słówek. Język to skomplikowany system, w którym wszystko jest ze sobą powiązane. Bezsensowne kucie kolejnych działów zmarnuje tylko nasz czas. Dlatego nauce z fiszek mówię jak najbardziej tak, ale do czasu. Każdy z nas musi zdecydować, kiedy jest ten moment, w którym zrezygnuje się z nauki materiałów przygotowanych i opracowanych przez innych i sięgnie po żywy język - czy to z książki, czy z internetu.

Post z [26.12.2015]. Aktualizacja [VIII 2017].
Udostępnij:

8 komentarzy:

  1. Musze w końcu sobie takie fiszki zafundować - może to mi pomoże przyswoić trochę angielskiego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie próbowałam..może teraz spróbuję z francuskim.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Próbowałam z fiszkami i chociaż... szanuję i rozumiem ten sposób nauki, tak sama nie potrafię go stosować. Jeśli chodzi o podstawy języka, to zgodzę się, takie fiszki mogą być bardzo pomocne, ale tak jak mówisz, trzeba praktykować tę wiedzę nie poprzestając jedynie na teorii. Na pewnym poziomie językowym olewa się naukę słówek (może nie tak do końca, ale już nie uczy się na pamięć jak w podstawówce), a zaczyna mieć do czynienia z opowiadaniami, książkami, zagranicznymi filmikami na yt, filmami i serialami w oryginale - przynajmniej tak było w moim przypadku z angielskim. Teraz powoli "przyzwyczajam się" do języka hiszpańskiego i mam nadzieję, że do końca przyszłego roku będę mogła swobodnie komunikować się w tym języku. A za Ciebie trzymam kciuki, aby kolejny rok był jeszcze bardziej owocny i żebyś czerpał wiele radości z nauki języków, książek i prowadzenia bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. z norweskiego polecam fiszki i inne materiały z wyd Edgard :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje ulubione fiszki z Cztery Głowy,również pare tytułów Edgard jest fajne. Edgard ma super książki, PONS też ok i mają dużo fjnych słowników. W Karteczkach nie używałem.

      Usuń
  5. Samo to , że tyle trzeba wycinac to mnie zniechęca nieco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też, dlatego polecam fiszki elektroniczne, zwłaszcza Anki :)

      Usuń
  6. Super! Używam fiszek od roku i polecam!

    OdpowiedzUsuń