08 listopada 2013
"Milion Słońc" to książka, której z desperacją oczekiwałem już od bardzo dawna. Pierwsza część trylogii, "W otchłani", zachwyciła mnie przede wszystkim pomysłem i scenerią świata, a wykonanie było na wysokim poziomie. Wiele przeplatających się wątków i tajemnic stworzyło niezwykłą intrygę, ale w najlepszym momencie lektura, niestety, się skończyła. Gdy wreszcie doczekałem się premiery kontynuacji serii, niezwłocznie zabrałem się za czytanie. Byłem pewien, że autorka utrzyma poziom i tak też się stało.
Błogosławiony to ogromny statek kosmiczny, którym Amy, Starszy oraz kilka tysięcy mieszkańców dotrzeć mają na Centauri-Ziemię, planetę, która ma zostać skolonizowana. Niestety, w ostatnich miesiącach pojawiło się mnóstwo nierozwiązywalnych problemów. Po odstawieniu fidusa, wśród osadników narasta bunt i indywidualizm, a kłamstwa przekazywane z pokolenia na pokolenie wreszcie wychodzą na jaw. Jest na pokładzie jednak człowiek, który jako jedyny zna prawdę i jest skłonny ją wyjawić, nie od razu - rzecz jasna - i nie przypadkowej osobie. Jest też sabotażysta, który nie dopuści do spełnienia misji. Czy Amy i Starszy uratują Błogosławionego od - jak mogłoby się wydawać - nieuniknionej klęski?
Od zawsze uwielbiałem kosmos i każda książka opisująca podróże w przestrzeni ma u mnie wielkiego plusa już na samym początku. Jestem zafascynowany lotami do gwiazd i wszystko co dzieje się nad naszym niebem zdecydowanie przyciąga całą moją uwagę. Prawdopodobnie dlatego, gdy tylko ujrzałem "W otchłani", wiedziałem, że muszę to przeczytać. Tak zaczęła się moja przygoda z Amy i Starszym. Pierwsza część pochłonęła mnie całego. Gdy tylko skończyłem, zacząłem z niecierpliwością czekać na kontynuację. Minęło półtora roku, a mimo to z fascynacją podszedłem do "Miliona Słońc". Otrzymałem to, czego oczekiwałem. Wszystkie wątki zostały świetnie poprowadzone, a tajemnica powoli zaczyna się rozjaśniać.
Już na samym początku autorka szokuje nas informacjami. Muszę przyznać, że od pierwszych stron wciągnąłem się w historię Błogosławionego i nie mogłem się oderwać. Zupełnie nowa sytuacja, wszystko właściwie w rozsypce, skomplikowane relacje między bohaterami i bunty... To sprawiało, że akcja stawała się coraz ciekawsza, choć muszę przyznać, że wcale nie pędziła zbyt szybko. Autorka lubi najwyraźniej zatrzymać się przy niektórych wydarzeniach, aby dokładniej je zaprezentować, może skupić się na warstwie emocjonalnej. Nie mogę jednak powiedzieć, że w którymkolwiek momencie historia zaczynała mi się dłużyć. Wręcz przeciwnie - dokładniejsze opisy zdarzeń i emocji jeszcze bardziej wciągały mnie w ten kosmiczny świat. Autorka, dodatkowo, używa prostego, luźnego, młodzieżowego języka, co tym bardziej działa na korzyść długim opisom działań, które, w mojej opinii, zdecydowanie nie nużą.
Podziwiam pomysłowość i warsztat Beth Revis. Pierwszym trafnym strzałem była decyzja o narracji z punktu widzenia dwójki głównych bohaterów - Amy i Starszego. Autorka tak płynnie przechodziła między narracjami i kontynuowała nimi historię, że w którymś momencie czytania na chwilę przystanąłem i zdałem sobie sprawę, jak umiejętnie to zrobiła. Oprócz samej narracji, trudno jest na pewno zaplanować intrygę, która byłaby nieprzewidywalna, szokująca i trudna do rozwiązania. Myślę, że Beth Revis się to udało. Całe "Milion Słońc" to zmierzanie ku odkryciu prawdy, a na statku kryje się niebagatelna liczba sekretów. Pisarka świetnie dawkuje informacje, a Amy, wraz z czytelnikiem, podąża po poszlakach i rozwiązuje nietypowe zagadki, aby móc posunąć się krok bliżej w stronę rozwiązania. Kolejnym pomysłem, który zasłużył na pochwałę to dobre tło dla dążenia do rozwikłania tajemnicy Oriona. Tłem tym jest walka mieszkańców o własne życie i indywidualne myślenie. Starszy, jako kapitan statku, jest odpowiedzialny za każdego człowieka na Błogosławionym, a tajemnicze zgony niestety nie pomagają. Dorośli, którzy wreszcie otrzeźwieli (jak na ironię, dzięki Starszemu), chcą zrzucić go z urzędu i rządzić na własną rękę. Dwa nurty opowieści - poszukiwanie prawdy i walka przeciw powstańcom - sprytnie przeplatają się ze sobą, jest zatem czas i na obalanie mitów, i na obalanie buntowników.
Amy to nastolatka lubiąca niezależność, choć nie jest nieustraszona. Mimo, że potrafi walczyć o swoje, przerażają ją ludzie zdolni do agresji. Jest bardzo emocjonalna, ale stara się podchodzić to spraw racjonalnie. Czasem jednak jej spontaniczne i nieprzemyślane myśli przejmują stery, ale nie prowadzi to do żadnych komplikacji, gdyż jest raczej ostrożna. Polubiłem Amy za jej charakter i inteligencje. Nie jest kolejną głupią nastolatką, szczebioczącą na widok swojej miłości. Lubi działanie, martwi się o innych i stara się nie sprawiać kłopotu. Uważam, że nie jest to postać papierowa. Amy ukazywała emocje, które wręcz biły z kartek książki. Potrafiła zagłębić się w rozpaczy po krzywdzie, jaką chciał uczynić jej mieszkaniec Błogosławionego, aby potem pocieszać kogoś, kto traktował ją z pogardą. Irytowało mnie tylko to, że skoro jest taka pewna siebie i niezależna, to po co ukrywała swoją tożsamość wśród mieszkańców, tak czy się zwracając na siebie uwagę. Zamiast rozpuścić długie, rude włosy, chowała się w kurtce, chociaż inni chodzili w krótkim rękawku. Co ją interesowała opinia innych? Chyba, że ukrywanie się pomogło jej przeżyć, gdyby ktoś chciał ją zaatakować...
Starszy to postać, którą lubię, choć czasem irytowały mnie jego decyzje. Z początku rządy wychodziły mu dość nieudolnie, potem jednak zaczynał pojmować, jak należy postępować z tłumem. Kilka razy jednak zastanawiałem się, czemu wdaje się w niepotrzebne spory i bójki, oraz daje się szantażować komuś, kto nie ma prawa się mu sprzeciwić... Był przecież kapitanem. Ponadto, gdy narastały protesty, powinien natychmiast zwołać zebranie mieszkańców i przedstawić im przerażającą prawdę, aby przejrzeli wreszcie na oczy, że sami zniszczą wkrótce swój dom. Starszy za to wolał latać z miejsca do miejsca i prywatnie radzić innym, co mają robić, co wydało mi się głupotą. Nawet gdy ktoś zabijał w jego imieniu, nie starał się globalnie sprostować, że nie ma z tym nic wspólnego, albo zastraszyć sprawcę. Nic, robił wszystko, żeby było jak najgorzej, aby potem jakimś cudem wyplątać się z kłopotów... Na dodatek dziwił mnie tym, że nadal chce być Starszym i wzbrania się przed nowym imieniem swojego urzędu. Myślę, że jest to postać mniej ciekawsza od Amy, ale dająca się lubić.
Relacje między tą dwójką są dość dziwne. Od niechęci i nieufności, przez przyjaźń, aż do miłości. Cieszę się, że wątek miłosny w tej trylogii nie przytłacza całej akcji, ale generalnie bohaterowie mogliby się wreszcie zdecydować, co chcą ze swoim uczuciem zrobić. Ciągłe rozterki i walka wbrew sobie były powoli nużące. Na szczęście para miała mało czasu na gruchotanie do siebie, bo zwyczajnie zbyt dużo się działo.
W książce jest wiele postaci drugoplanowych, odgrywających ważną rolę w książce, ale nie będę wam ich opisywać. Wspomnę tylko o najważniejszych. Bartie... Uważam go za zdrajcę i dziwię się, jak ktoś może nagle wywołać bunt przeciw swojemu przyjacielowi jeszcze z dzieciństwa. A na koniec, po tych wszystkich oszczerstwach, dogadać się i pogodzić. Zdecydowanie go nie lubię. Victoria... Dziewczyna, która nie wie czego chce, ciągle ryczy albo rzuca się na wszystkich z ostrymi słowami. Chyba kompletnie się załamała. Z początku jej nienawidziłem, a teraz trochę jej współczuję. Niespodzianką "Miliona Słońc" był główny czarny charakter, Orion. Aż taki czarny, jak mogłoby się wydawać, nie jest. Nawet zza pokrywy lodowej manipulował działaniami bohaterów i znał Sekret. Ten bohater zaczął mnie naprawdę intrygować. Ciekawe, czy w pojawi się w trzeciej części i jakie będzie jego nastawienie do otaczającej go nowej rzeczywistości.
Czas na podsumowanie tej, dość długiej, recenzji. "Milion Słońc" to godna kontynuacja trylogii "W otchłani". Wszystko jest tak, jak być powinno. Oczekiwałem naprawdę dużo i nie zawiodłem się. Na pierwszym miejscu postawiłbym zdecydowanie pomysł na świat przedstawiony, intrygę i tło dla poszukiwania prawdy. Wszystkie wątki świetnie się łączą i dopełniają, dzięki czemu otrzymujemy gotową i pełną fabułę. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, wszystko jest dokładnie wyjaśniane i opisywane, dzięki czemu lepiej możemy poznać bohaterów, ich emocje oraz działania. Same postacie w książce może nie są najciekawsze, ale zaprzyjaźniłem się z nimi i z zapartym tchem śledziłem ich burzliwe losy. Wprost nie mogę się doczekać trzeciej części, ale obawiam się, że szybko po nią nie sięgnę. Książkę oceniam na 9 na 10 i polecam!
Ostatnio chciałam sobie kupić "W otchłani", ale w końcu wyszło na to, że nie kupiłam. Jestem szczerze zdziwiona, że i chłopacy lubią taką tematykę, ale to dobrze i potwierdza to, że muszę koniecznie sięgnąć po tą trylogię! :)
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam jeszcze pierwszego tomu - nie mogę się do końca przekonać... :)
OdpowiedzUsuńBędę musiała zapoznać się z tą serią :) Oczywiście od pierwszego tomu.
OdpowiedzUsuńPolowanie na pierwszy tom trwa :C Kiedy dostanie się w moje ręce ? Nie mam pojęcia. A Ty jeszcze bardziej podsyciłeś moją ciekawość.
OdpowiedzUsuńNie jestem jakąś wielką fanką kosmosu, ale pierwszy tom mnie zauroczył. Twoja recenzja drugiego tomu jest kolejną pozytywną, którą przeczytałam na jego temat. Z chęcią sięgnę niedługo po "Milion słońc" by po raz kolejny dać się pochłonąć historii Amy i Starszego:)
OdpowiedzUsuń"W otchłani" czeka już na swoją kolej i teraz, kiedy wiem, że kontynuacja jest warta uwagi, nie mogę się doczekać, aby je obie przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom jeszcze przede mną, ale myślę, że jak przeczytam, nic nie stracę. :)
OdpowiedzUsuń"W otchłani" bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Mimo paru minusów to bardzo dobra książka. Mam też ochotę na kontynuacje;)
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam jeszcze pierwszej części a już robisz ochotę na drugą :) Na szczęście mam jedynkę na półce więc już niebawem (mam nadzieję) przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam zamiar przeczytać pierwszą część i mam nadzieję że spodoba mi się tak samo jak Tobie :)
OdpowiedzUsuńPierwsza część bardzo mi się podobała, a ta w przyszłym tygodniu powinna do mnie dotrzeć :) Okładka bardzo ładna.
OdpowiedzUsuńJeśli w końcu przeczytam (mam na półce) pierwszą część i mi się spodoba to tą z pewnością także przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająca recenzja. Pamiętam jak kiedyś również fascynował mnie kosmos, a potem jakoś o tej fascynacji "zapomniałem"... Może po "W otchłani" i "Milionie słońc" znów sobie przypomnę jak to było :)
OdpowiedzUsuń