Książki John'a Marsden'a czytam już naprawdę od dawna. Stworzył on niezwykle wciągającą i poruszającą opowieść, rozwijającą się stopniowo w kolejnych częściach. "Kroniki Ellie" to kontynuacja serii "Jutro", opowiadającej o grupce przyjaciół, którzy zmuszeni są walczyć za swój kraj i wolność, nierzadko ponosząc najwyższą cenę. Trzecia część Kronik, Przyciągając Burze, to zwieńczenie całej długiej opowieści o Ellie i jej bliskich. Cóż mogę powiedzieć? Jestem zdruzgotany, że to już koniec.
Ellie spędziła ponad rok na wojnie, która nauczyła ją jak przeżyć w najbardziej kryzysowych chwilach. Czy jest jednak w stanie stawić czoła życiu codziennemu i biurokracji? Jak się okazuje, może być to trudniejsze od przeprowadzenia udanego sabotażu. Gdy życie Ellie powoli wraca do normy, wszystko znów zostaje zniszczone. Ataki ze strony obcego państwa nasilają się, a buntownicy zabierają jej jedyną rodzinę, jaką ma... Bohaterka musi znów narazić życie, aby uratować siebie i Gavina.
Ciężko będzie mi się pożegnać z serią Marsden'a. Stworzył on historię, która pochłonęła mnie do reszty. Bardzo polubiłem również wykreowanych przez niego bohaterów, a jego pomysły i zwroty akcji były aż zbyt często szokujące i zwalające z nóg. "Przyciągając Burze" zdecydowanie trzymała poziom, czym jestem niezmiernie usatysfakcjonowany. Fabuła jest wciąż zaskakująca i dzieje się niezwykle wiele rzeczy, których żaden czytelnik by się nie spodziewał. Jednym z zalet książek Marsdena (choć przez wielu uważanym za wadę) jest fakt, że akcja dość często zwalnia, aby dać pole do rozważań nad życiem, istotą wojny, a także codzienną rutyną. Obok sabotaży i szalenie niebezpiecznych posunięć, które pochłaniamy naprawdę szybko, jest także czas aby przystanąć na chwilę i przeczytać rozmyślania siedemnastolatki, którą życie doświadczyło o wiele mocniej niż któregokolwiek z nas. Jeśli obawiacie się jednak, że akcja będzie się dłużyć, jesteście w błędzie. Marsden potrafi świetnie wpleść codzienne myśli między niespodziewane zdarzenia, co sprawia, że książka jest dynamiczna, ale nie gna na łeb na szyję. Jak dla mnie, zostało to idealnie wyważone.
W ciągu kolejnych części serii, bohaterowie przechodzili metamorfozy, a ja ze zdziwieniem obserwowałem, jak zdarzenia potrafią wpłynąć na zachowanie ludzi. Dużym atutem całej serii "Jutro", a także kontynuacji, czyli "Kronik Ellie", jest to, że mamy kontakt z prawdziwymi bohaterami. Nie są to postacie płaskie, papierowe, a pełnowymiarowe i żywe. Fascynujące dla mnie było przyglądanie się zmianą na lepsze lub na gorsze, a ponieważ ludzie są nieprzewidywalni, ich decyzje często mnie zaskakiwały. W "Przyciągając Burze" spotykamy bohaterów, którzy niczym nie przypominają postaci z pierwszej części serii. Ukształtowani przez los i przejścia, obierają poważne cele, do których dążą, a ich zaradność i zaciętość pozwalają im je osiągnąć. W ostatnim tomie Kronik, Ellie to sprawna dziewczyna, przeczulona na każde słowo wiążące się z wojną i krajem, który zaatakował Australię. Jest w stanie poświęcić siebie, aby uratować Gavina oraz swoich przyjaciół; gdy trzeba działać, jest twarda jak skała i zimna jak lód. Bardzo lubię również jej kompanię i sądzę, że licealiści wykazywali się niezwykłą dojrzałością i heroicznością.
To, na co zawsze zwracam uwagę, to specyficzny sposób pisania Marsdena. W zabawnych metaforach jest on w stanie podsumować praktycznie każde zdarzenie. Nieraz śmiałem się czytając jego kąśliwe uwagi na temat bieżących spraw czy innych bohaterów. To właśnie dzięki językowi jego powieść czyta się tak szybko i przyjemnie. Choć bywają sceny dość nietypowe, a momentami ciągnące się troszkę zbyt długo (wypas bydła czy opieka nad krowami), uważam, że "Przyciągając Burze" zostało napisane w świetny, atrakcyjny sposób i nie powinno nikogo znudzić - wręcz przeciwnie.
Czas na podsumowanie. "Przyciągając Burze" to świetne zwieńczenie serii "Jutro" i "Kronik Ellie", wciąż utrzymujące wysoki poziom. Fabuła jest przemyślana i choć często opowiada o sprawach przyziemnych, historia jest bardzo dynamiczna; mimo wielu monologów i opisów codziennego świata jestem pewien, że fani przygód Ellie spędzą z tym tomem bardzo miło czas - między innymi za sprawą zabawnego i trafnego języka, ciekawych metafor oraz uwag. Wraz z Ellie i jej przyjaciółmi spędziłem naprawdę wiele świetnych chwil, niestety teraz muszę się z nimi pożegnać. Serii na pewno będzie mi brakować; za pewne jeszcze do niej wrócę. Ostatnią część tej długiej sagi oceniam na 9 na 10.
~~
Cześć, co u Was? Tak się cieszę, że wkrótce ferie. Mam nadzieję, że do nich dotrwam (jeszcze dwa tygodnie). Ostatnio skończyłem Hobbita, którego recenzja pojawi się w piątek wieczorem - obejrzałem także film. Muszę wam powiedzieć, że strasznie wciągnąłem się w świat Tolkiena i w ferie muszę koniecznie zapoznać się z Władcą Pierścieni (na co ja tyle czekałem?). Póki co muszę jeszcze pozdawać w szkole kilka kartkówek, a potem wreszcie będę mógł zabrać się za nadrabianie książkowych zaległości. Miłego tygodnia!
Ja właśnie dziś rozpoczęłam ferie, które zapewne w większości spędzę z książką u boku :)
OdpowiedzUsuńU mnie było podsumowanie i udało mi się przeczytać dość dużo książek - m.in. Kroniki Ellie 2 i 3 :) Obie w tym samym dniu. Oceniłam tę książkę tak samo jak ty ;) Uwielbiam Marsdena.
OdpowiedzUsuńO nie a ja właśnie miałam pierwszy dzień po feriach! No ale za to ty harowałeś w szkole, kiedy ja leniłam się w domu:3 osobiście Tolkiena jakoś szczególnie nie lubię, chociaż film Hobbit był dla mnie ciekawy. Zastanawiam się nad sięgnięciem po książkę chociaż po moich doświadczeniach z Władcą i Dziećmi Hurina spelcjanie się do tego nie palę:p trzymanko
OdpowiedzUsuńcheckitouuutt.blogspot.com
Muszę wreszcie zabrać się za tą serię
OdpowiedzUsuńMoje postanowienie jest nadal aktualne: najpierw dokończyć "Jutro", a potem zacząć ten cykl. :)
OdpowiedzUsuń