05 maja 2013
"Gra Endera" to pierwszy tom serii, opowiadającej o tytułowym Enderze, który zmienia losy całego świata. Cykl został napisany przez znanego, amerykańskiego autora powieści fantastycznych i science-fiction, Orson'a Scott'a Card'a. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z dziełem pisarza, ale uważam je za naprawdę udane.
Życie Endera zmienia się na zawsze. Jeszcze kilka chwil temu żył jak każde inne dziecko, teraz, żegna się z siostrą, bratem i rodzicami, aby na najbliższe lata opuścić Ziemię i szkolić na dowódcę, jakiego potrzebuje świat. Dorośli pokładają w nim nadzieję. Aby rozwinąć jego umiejętności najbardziej jak to możliwe, posuwają się do czynów niemalże karygodnych. Czy złamie to Endera? Jak potoczy się walka z robalami? Czy na Ziemi utrzyma się pokój?
Zanim sięgnąłem bo książkę "Gra Endera", czytałem bardzo dużo pozytywnych opinii na jej i właściwie nie spotkałem się z żadną negatywną, odradzającą recenzją. Zaintrygowany takim fenomenem, wypożyczyłem lekturę, gdy tylko pojawiła się w bibliotece. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie. Nie tylko ciekawa i przemyślana fabuła, ale przede wszystkim intryga zawiązana przez nauczycieli i ujawniająca się z ich krótkich rozmów a także sama postać Endera, która jest naprawdę wielowymiarowa.
W dziele Card'a, fabuła wydaje się być prosta. Młody, inteligenty chłopak przyłącza się do dowództwa sił Ziemi, aby zniszczyć najeźdźców i tym samym stać się bohaterem rozpoznawalnym przez wszystkich ludzi. Mimo prostego celu, jakim jest zabicie robali, droga do jego osiągnięcia jest niezwykle trudna, usiana brutalnymi i niesprawiedliwymi sytuacjami. Bardzo podobało mi się przede wszystkim to, że książka pokazała w jasny sposób, że losy chłopaka były dokładnie zaplanowane i dorośli zwyczajnie nim sterowali. Każdy gest, każda sytuacja a czasem nawet i osoba, stojąca na jego drodze - wszystko znalazło się w ściśle opracowanym scenariuszu, który był powoli wcielany w życie. Ale czy cel uświęca środki? Dodatkowo, główny bohater o wszystkim wiedział. Był świadom, że jego życie jest zaplanowane z góry, że każda sytuacja początkowo miała miejsce na papierze generała, który w gabinecie planował kolejne ruchy. Starał się z tym walczyć ale wiedział, że nie wygra, dlatego się temu poddawał i grał z nauczycielami, choć wiedział, że pozornie jest na straconej pozycji.
W lekturze poruszyło mnie przede wszystkim to, jak bardzo pomiatano Enderem. Stał się marionetką w rękach wojska, którą można było wykorzystać do każdych celów. Momentami przerażało mnie to, że wszystko z góry było przewidziane. Chłopak żył w swoim świecie, świecie marzeń i ambicji. Co najważniejsze, nie marzył o zostaniu sławnych dowódcą czy bohaterem. Śnił przede wszystkim o powrocie do domu i zaznaniu miłości oraz przyjaźni. Pragnął, aby inni widzieli w nim przyjaciela, a nie wroga, ale przez większą część jego dzieciństwa, był izolowany, co również było dobrze zaplanowanym krokiem nauczycieli. Zaskoczyło mnie to, jak wiele skrajnych emocji i zachowań może kryć kilkuletnie dziecko. Mimo, że wiedział o intrydze dorosłych i starał się jej przeciwstawić, wygrywał w ich nieuczciwych grach. Mimo, że był sam a jego marzeniem była miłość i przyjaźń, nie załamywał się i nie zwracał uwagi na samotność; brnął do przodu mimo przeciwności. Kiedy był na skraju wyczerpania czy załamania, nie ukazywał tego na zewnątrz, wciąż myślał trzeźwo i wpadał na pomysły ratujące jego i jego drużynę z opresji. Po prostu był najlepszy. Na sali, gdzie odbywały się walki, był maszyną bez emocji - liczyła się wygrana. Gdy dopiero ją osiągnął, wszystko z niego uchodziło, o czym czytelnik przekonuje się nie raz, nie dwa. Ponadto, w sytuacjach krytycznych był w stanie posunąć się naprawdę daleko, może nawet zbyt daleko. Choć nieświadomie, potrafił wyrządzić najgorszą krzywdę.
Pisząc o "Grze Endera", nie sposób byłoby nie wspomnieć o rodzeństwie Andrew, czyli o Valentine oraz Peter'ze. Oboje wpłynęli znacząco na jego życie. Peter zawsze znęcał się nad swoim bratem i groził wszystkim dookoła śmiercią. Stąd też, bardzo ciekawi mnie jego metamorfoza. Zastanawiam się czy była prawdziwa i czy będąc dorosłym, był dobrym człowiekiem. Osiągnął naprawdę dużo, ale nie zostało wspomniane czy twardą ręką i strachem, czy raczej zaufaniem i nadzieją. Jestem pewien, że brat Andrew wpisał się (a może raczej wrył się) w jego życie, jako morderca. Ender często porównywał się do niego, przekonując siebie, że wciąż nie są tacy sami. Ponadto, cały czas mam przed oczami to pamiętne lustro z zamku na Końcu Świata. Zastanawia mnie, jaka miała być metafora Peter'a i węży.
Valentine to zupełna odwrotność Peter'a. Ciepła, miła, troskliwa i kochająca Andrew mimo wszystko. To ona nadała mu imię Ender (z angielskiego kończący) i tak właściwie zostało. To Valentine przekonywała go by wziął udział w szkoleniu na dowódcę, wspierała go i pisała do niego tysiące listów, które nigdy nie dochodziły.
Jeśli chodzi o rodzeństwo Endera, jest jedna rzecz, która bardzo mnie intryguje. Mam na myśli sprawę Demostenesa i Locke'a. Nie chcę zdradzać, o co chodziło i zagłębiać się w szczegóły ale historia tych dwóch wirtualnych, z początku, postaci pokazuje, jak łatwo manipulować i przekonać tłum do swoich racji. Gdy tak ważna postać jak Demostenes, ustąpiła i zgodziła się z Locke'iem (według wcześniejszego planu), ten zdobywa władzę, do której dążył i nikt nie zważa już na to, że wielki reformator ma... kilkanaście lat. A propos młodego wieku. Bardzo zdziwiło mnie to, że główni bohaterowie mieli na początku sześć lat, potem osiem, dziesięć a jednocześnie dokonywali wielkich rzeczy i bez problemu dorównywali intelektem dorosłym. Było to dla mnie szokujące, gdyż w wieku sześciu lat dzieci uczą się jak napisać w liniach literkę a, a w wieku jedenastu szlifują mnożenie w zakresie 1000, zaś Valentine na przykład, już zmieniała bieg historii i miała swoich zagorzałych zwolenników, nierzadko wśród bardzo wpływowych ludzi...
Ostatnia rzecz, na którą chciałem zwrócić uwagę, to historia robali. Jest ona nieco dziwna i mało dla mnie zrozumiała, stąd też pewnie taka intrygująca. Ostatnie rozdziały wniosły do historii zupełnie inne, świeże spojrzenie na unicestwione przez Endera inteligentne formy życia. Mówca umarłych wygłosił coś, co nie przyszło do głowy Ziemianom. Wybaczenie ze strony robali i obietnica pokoju. Ale w jaki sposób mogli się komunikować? Przecież nie istnieli. Przecież Ender nie mógł słyszeć ich głosów? A ponadto, gdy przeczytałem o tym, co znalazł na planecie, zabrakło mi tchu i naprawdę się przeraziłem. Nie mogę doczekać się rozwinięcie tego wątku.
Trudno mi było zrecenzować tę książkę, ponieważ jest zupełnie inna niż wszystkie. Czytelnik zwraca większą uwagę na samą postać Endera, niż na fabułę. Z przyjemnością, współczuciem a nawet trwogą śledzi jego dalsze losy w wojsku, jego zmagania się z samym sobą oraz walkę z wrogim otoczeniem. Mimo wszystko, nie możemy powiedzieć, że historia jest prosta. Ma wiele zawiłych wątków i tajemnic, a intrygi są dobrze zaplanowane i przeprowadzone. Ponadto, zakończenie które wbiło mnie w fotel, wręcz nakazuje kontynuowanie serii w poszukiwaniu odpowiedzi. I tak właśnie zrobię. Poza tym, nie mogę doczekać się ekranizacji, która ma pojawić się już niedługo. Oceniam na 10 na 10.
Gdyby nie Twoja recenzja pewnie nie zwróciłabym uwagi na tę książkę. Teraz, gdy tylko się na nią natknę, to z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście książka wydaje się być bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńKto wie... może w wakacje zerknę ? :)
Bardzo ciekawa książka i zachęcająca recenzja.Twoja wysoka ocena także sprawiła, że mam jeszcze większą ochotę przeczytać tę książkę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Już od dawna mam "Grę Endera" w planach - jako zagorzała fanka powieści science-fiction nie mogę nie przeczytać tej książki. :) No a poza tym wiele dobrego o niej słyszałam - teraz również od Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
recenzja dodana do wyzwania,
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam :)
Skoro Avenix ocenia na 10, to trzeba przeczytać! :3
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Książka niestety nie w moim guście :)
OdpowiedzUsuń