Marie Lu to młoda, wschodząca pisarka. Urodziła się w Chinach jako Xiwei Lu w 1984 roku. Po kilku latach jej rodzina wyprowadziła się do Texasu w Stanach Zjednoczonych. Zanim pisarka wydała swoje debiutanckie dzieło, pracowała jako projektantka gier wideo. Marie Lu znana jest na całym świecie z młodzieżowej, antyutopijnej trylogii "Legenda", która składa się z trzech części - "Rebelianta", "Wybrańca" i "Patrioty".
.
Opis. Prawdopodobnie każdy z Was słyszał już o trylogii Marie Lu. Warto jednak napisać kilka słów o fabule. Po niebywałych kataklizmach, jakie nawiedziły kontynent Ameryki Północnej, Stany Zjednoczone rozpadły się na dwa wrogie sobie kraje - Republikę i Kolonie. Day, nastoletni mieszkaniec Republiki, jest jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców. Chłopak nienawidzi państwa, w którym przyszło mi zamieszkać, oraz Elektora i rządu, który od dawna zapomniał już o biedocie zamieszkującej przedmieścia upadających metropolii. Gdy w Republice wybucha epidemia, zamknięte zostają całe dzielnice, a sytuacja staje się napięta. Tymczasem June, gwiazda wojska narodowego, otrzymuje zlecenie, którego nijak nie mogła się spodziewać. Ma odnaleźć zabójcę swojego brata. Ma odnaleźć Daya. Dwie Legendy spotkają się w niecodziennych okolicznościach, a po ich spotkaniu nic nie będzie już takie samo...
Pomysł. Już od samego początku byłem bardzo ciekawy świata przedstawionego w trylogii Marie Lu. Muszę przyznać jednak, że nie jest to coś całkiem nowego i oryginalnego. Ostatnio antyutopie zasypały rynek czytelniczy, a Lu znalazła tam po prostu miejsce dla siebie, wpasowując się w te właśnie klimaty. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że wyszło to świetnie. To, co wyróżnia powieść Amerykanki, to przede wszystkim podział Ameryki na dwa diametralnie różne kraje - Republikę i Kolonie. Podział na samym początku jest bardzo czarno-biały, potem jednak granice między dobrem a złem zaczynają się zacierać, a historia staje się jeszcze ciekawsza. W serii Lu zaskoczyło mnie to, że pokusiła się ona o przedstawienie świata poza Ameryką, co spotyka się niestety bardzo rzadko. Pewną rolę w historii odegrała Afryka, a także Antarktyda (co w obecnych, mroźnych i śnieżnych realiach jest raczej niemożliwe). Mimo, że nie dowiedzieliśmy się, jak miewa się Europa oraz Azja, otrzymaliśmy mapkę, na której zaznaczona była Unia Europejska oraz Chiny, co mogło pewne rzeczy sugerować.
Odbiegając już od świata przedstawionego - fabuła sama w sobie nie jest nowa. Walka z rządem, obalenie rządów dyktatorskich, walka o lepsze jutro... Powiało trochę Igrzyskami Śmierci, prawda? Historia jednak różni się szczegółami, które dobrze maskują te podobieństwa. W książce poznajemy zwolenniczkę rządów elektorskich, która oddała swe życie wojsku - June. Głównym bohaterem jest zajadły przeciwnik i wróg Republiki - Day. Są to osoby skrajnie różne, ale jakże podobne... Co Lu udowadnia w kolejnych częściach. Dlatego też sądzę, że mimo wielu podobieństw i schematów, Lu wybroniła się ciekawą relacją i historią dwójki skrajnie różnych ludzi, a ich dalsze perypetie są niezwykle zaskakujące, ale o nich wspominać nie będę, aby i was czekało niemałe poruszenie.
Język i styl. Nie będę się tutaj dużo rozwodził. Książka młodzieżowa, z gatunku fantastyki wymusza użycie specyficznego języka oraz stylu pisania. Autorka w tym aspekcie mnie nie zaskoczyła, bo raczej nie było czym. Język jest prosty, lekki i przyjemny. Opisy ciekawe, szczególnie te monologów wewnętrznych, czy te przedstawiające dynamiczne akcje (tym należy się dodatkowy plus, bo były bardzo dobrze napisane), dialogi czego sobie. Pod tym względem nie mamy się czego obawiać. Nie otrzymamy głupiej paplaniny i miliona bezsensownych słów na miarę XXI wieku, ale nie spodziewałbym się także wykwintnego języka.
June, choć działa w zupełnie innym celu i dla zupełnie innych ludzi, w gruncie rzeczy jest taka sama. Można jej spokojnie przypisać większość cech Daya. Była to druga najciekawsza postać w trylogii i widać, że Lu poświęciła trochę czasu, aby naszkicować ich charaktery. June lubiłem od samego początku i kibicowałem jej, szczególnie w poszukiwaniu prawdy o swoim bracie. Mimo, że w pierwszej części była momentami zdradziecką żmiją, na szczęście opamiętała się i nie zawiodła.
O reszcie bohaterów nie będę pisać zbyt dużo, gdyż sama autorka nie poświęciła im należytej uwagi, przez co przy głównych kreacjach wypadają raczej przeciętnie, przezroczysto. Większa część fabuły opiera się na poszukiwaniu brata Daya. Eden jednak raczej mnie irytował, szczególnie jego dociekliwość była dla mnie męcząca. Toss, przyjaciółka Daniela, była nijaka. Szczególnie w pierwszym tomie, gdy odkrywała delikatną, słabą, acz zaradną dziewczynę. Później, mimo jej metamorfozy, nie mogłem się do niej przekonać... Ponadto, trójkąt Day-June-Toss zdecydowanie mi nie odpowiadał... Kaede zaś to jedna z nielicznych postaci drugoplanowych, którą polubiłem. Była to dziewczyna niezwykle dynamiczna, twarda i zdecydowanie miała powera. Oprócz niej, ciekawą postacią drugoplanową był Elektor Anden. Od początku zastanawiałem się kim jest, oraz jakie ma zamiary. Lu ciekawie poprowadziła wątek z nim związany. Na uwagę zasługują jeszcze, moim zdaniem, Thomas oraz komandor Jameson. Tak złych i zepsutych, a jednak w jakiś sposób zaskakujących i poruszających postaci od dawna nie widziałem.
Ocena. Pierwsze dwa tomy trylogii były dobre, ale to trzecia - ostatnia część - skradła me serce. Zakończenie... było tak smutne, tak poruszające. Aż sam nasuwa mi się bardzo adekwatny cytat "And after all that we had, we act like we had never met". To jest po prostu... niezwykłe. Cóż, jak widzicie, ta antyutopijna seria jest jak najbardziej warta przeczytania. Świat przedstawiony jest ciekawie wykreowany, a bohaterowie nieźle nakreśleni. Język jest lekki, a opisy plastyczne i dynamiczne. Z wielką radością polecę wszystkim fanom fantastyki "Legendę" Marie Lu. Mimo, że podobieństwa do "Igrzysk Śmierci" są widoczne, nie zrażajcie się. Nie będziecie zawiedzeni! Ocena: 8 na 10.
Dziękuję za możliwość
przeczytania trylogii oraz fundację nagrody! |
.
A co wy sądzicie o serii Marie Lu? Czytaliście, a może macie w planach?
Ty podsumowujesz całą serię, a ja się przez chwilę zastanawiałam o czym piszesz. Dopiero jak zobaczyłam okładkę coś mi gdzieś zaświtało, ale nie jestem pewna czy mam na nią ochotę...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tę serię, to mam ją już w (raczej dalekich) planach, chociaż Twoja recenzja jak najbardziej zachęca do przeczytania :) Może przy okazji uda mi się kupić pierwszą część (albo namówić kogoś, by kupił i mi pożyczył XD).
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł, podsumowanie serii. Jeszcze się z takim nie spotkałam, ale może dlatego, że jestem dopiero początkująca, jeśli chodzi o prowadzenie i czytanie blogów z recenzjami :)
Pozdrawiam.
Nawiązując do pytania końcowego, to ja mam dopiero w planach niniejszą serię. Słyszałam o niej wiele dobrego, ale wciąż nadrabiam zaległości ze swojej półki, więc nie wiem kiedy się wezmę za pierwszy tom :)
OdpowiedzUsuńNiedługo koleżanka ma mi pożyczyć pierwszą część i już nie mogę się doczekać! Czytałam już kilka recenzji, ale to ty najlepiej pokazałeś mi, czego się spodziewać! :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej części, bo książka wydawała mi się nijaka. Dlatego nie ukrywam, ze jestem zaskoczona Twoją opinią :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego postu... nie mogę się doczekać kiedy w końcu przeczytam drugi i trzeci tom! :)
OdpowiedzUsuńCałą serię czytałam i jak najbardziej polecam. Zakończenie zaskakuje i smuci zarazem. Szkoda mi June, a jednak myślę, że inne zakończenie zepsuło by całą serię, która jest świetna. Warto przeczytać, naprawdę. :D
OdpowiedzUsuńNie słyszałem o tym cyklu wcześniej, ale może przeczytam, bo z tego, co przeczytałem, zapowiada się bardzo dobra zabawa. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, nie byłam do końca przekonana do tej trylogii, ale teraz na pewno po nią sięgnę ! :)
OdpowiedzUsuńCała trylogia przede mną :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i uwielbiam! Ja naprawdę nie wiem, co ta trylogia miała w sobie takiego, że od pierwszych stron pierwszego tomu pochłonęła mnie kompletnie. Myślę, że to głównie chodzi o relację June - Day, która moim zdaniem, ze wszystkimi tymi zawirowaniami była po prostu... niepowtarzalna. Ogromne pokłony dla autorki za to, że posługując się tak prostym i lekkim młodzieżowym językiem (o czym wspomniałeś) potrafiła skonstruować taką historię i zakończyć ją w TAKI sposób. Bez bicia się przyznam - uroiłam łezkę... no, taką małą Niagarę ;__; Ale ja wszystkim, którzy lubią podobne klimaty zawsze książki Marie Lu polecam, bo choć nie mają w sobie żadnych głębokich prawd filozoficznych w stylu jakiegoś Coelho, to ta trylogia po prostu ma w sobie TO COŚ. Moim zdaniem nie może się nie podobać i kropka. No to się nagadałam ;__;
OdpowiedzUsuńrzadko się zdarza, by finałowy tom był jeszcze lepszy niż początkowe i należycie spinał trylogię w całość. zawiodłam się już na tak wielu książkach... aż miło się czyta, że Marie Lu dała sobie radę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tylko pierwszą część i podstawową rzeczą, jaka mnie zastanowiła, to fakt, czy autorce udało się należycie dookreślić świat przedstawiony. Po pierwszym tomie mieliśmy jedynie zarys sytuacji i obawiałam się, że niewiele się w tej sprawie wyjaśni. Fajnie, że przygotowałeś taką zbiorczą recenzję, przynajmniej dzięki niej wiem, że powinnam jak najszybciej zabrać się za lekturę kolejnych tomów. ;)
OdpowiedzUsuń