Fiszki mają dość małe gabaryty i nawet jeśli wyprodukujemy ich kilkaset, wciąż nie powinny zajmować aż tyle miejsca, dlatego można je wziąć ze sobą dosłownie wszędzie (oczywiście nikt nie będzie brał kilkuset fiszek np. do autobusu, wystarczy kilkadziesiąt). Karteczki to atrakcyjna forma nauki, jeśli porównamy ją z innymi. Kiedyś uczyłem się słówek z list - niestety często zapamiętywałem sekwencję słów, a nie same słowa, poza tym kartki były duże, gniotły się i tylko mnie irytowały... Fiszki można dowolnie tasować, przeglądać je leżąc w łóżku, wannie, na dywanie. Ponadto utrata jednej karteczki to nic takiego. Utrata jednej kartki, na której z powodzeniem zmieści się sześćdziesiąt słów, to prawdziwa tragedia...
Fiszki są najczęściej jednorazowe - np. do sprawdzianu. Nauczymy się, papier się zniszczy, rogi zagną, połowa fiszek zaginie w akcji. Poza tym, kto by składował te piętrzące się tysiące kawałków kartki? Miło uczy się słówek z fiszek, ale gdy rzuci się je w kąt, nigdy już się do nich nie wraca. Osobiście dodam od siebie, iż nie raz spotkałem się w autobusie z dziwnymi spojrzeniami skierowanymi w moim kierunku, gdy przeglądałem słówka na moich fiszkach z językiem norweskim. Zupełnie nie wiem, skąd to wynika, może to tylko moja imaginacja.
Póki co wciąż mówię o fiszkach przygotowywanych do sprawdzianu, testu czy dla siebie, aby poszerzyć swoje słownictwo czy wiedzę w jakimś zakresie. O fiszkach, jako sposobie na naukę języka od podstaw, w dalszej części wpisu.
Zalety:
- fiszki z wielu języków kumulowane przez wiele lat są zebrane w jednym miejscu i dostępne zawsze pod ręką dzięki aplikacji mobilnej i stronie internetowej
- wygodna nauka (aplikacja na telefonie, program na komputerze); brak potrzeby zabierania ze sobą dziesiątek fiszek i przeglądania ich np. w autobusie, co może dla niektórych wyglądać komicznie
- świetny system powtórek, dzięki któremu wyrazy nauczone nawet wiele lat temu nie zostaną przez nas zapomniane, a pojawią się ponownie we właściwie wyliczonym czasie
- inteligentna synchronizacja powtórzeń słówek między urządzeniami, dzięki czemu nie będą się one duplikować np. na komputerze i na telefonie
- ciekawe statystyki nauki, które motywują do lepszego działania
- możliwość ustawienia nauki "w obie strony", dzięki czemu fiszka pojawi się dwukrotnie, raz pokazując najpierw słówko po polsku, drugi raz pokazując wpierw wyraz w języku obcym
- możliwość dodania wymowy audio, obrazków, formatowania tekstu
- w momencie braku internetu powtarzanie słówek wciąż jest możliwe
|
Wady:
- brak "fizyczności" fiszek, co wielu osobom przeszkadza w nauce
- uzależnienie nauki od technologii; brak dostępu do komputera i telefonu uniemożliwi nam naukę słówek
- przy braku internetu niemożliwa jest synchronizacja między urządzeniami
- przytłaczająca liczba słówek, które może zniechęcić do nauki; jeśli zbieramy słowa z kilku języków od kilku lat nie unikniemy sytuacji, w której do powtórzenia jednego dnia pojawi się np. 200 słów, co może być czasochłonne, a w przyszłości zniechęcić do otworzenia programu
- przy braku sumienności po kilku(nastu) dniach zebrać może się pokaźna liczba słów do powtórzenia, co również może mocno zniechęcić
|
Zacząłem czytać rozmaite teksty, co rzecz jasna nie było proste. Nowych słów z każdego z artykułów było co nie miara, ale ich nauka była dla mnie dość prosta, bo nie były one "wzięte z powietrza" - pamiętałem, gdzie dany wyraz się pojawił, w jakim kontekście, dzięki czemu zapamiętanie tłumaczenia nie było wyzwaniem. Przy tak wielu nowych słowach pochodzących z tekstów czy "słuchanek" nie byłem w stanie uczyć się z fiszek, gdyż zwyczajnie nie dałbym rady spamiętać wszystkiego. Gdy miałem jednak chwilę i przysiadałem do zestawu A1, zdawałem sobie sprawę z tego, że uczę się słów, których prawdopodobnie nigdy (choć lepiej powiedzieć w najbliższej perspektywie) nie spotkam i nawet jeśli pamiętam je teraz, to za dwa miesiące uciekną one w niepamięć i nie dadzą o sobie więcej znać.
Jednocześnie myślałem sobie, że mogłbył w tym momencie czytać news, który wzbogaciłby mnie o żywy język, słownictwo, które miałem okazję spotkać w innych artykułach, co z pewnością przyniosłoby mi dużo więcej korzyści. Mój zapał do nauki z fiszek spadał jak po równi pochyłej. Gdy sięgnąłem po Harry'ego Pottera po norwesku, umarły we mnie ostatki myśli, że nauka z fiszek może mi jeszcze coś przynieść.
Nie chcę całkowicie negować zasadności uczenia się słów, takich jak firanka, hebanowy czy żółw lądowy. Są to słowa, które na odpowiednim poziomie na pewno poznamy, ale z racji tego, jak rzadko są używane w codziennej mowie czy w artykułach na internecie, ich nauka już na poziomie A1/A2 mija się z celem. Nawet, jeśli pełne wyposażenie domu wydaje się być słownictwem na niskim poziomie, osobiście wychodzę z założenia, że warto poznać podstawowe meble i przedmioty, a resztę będziemy sukcesywnie zbierać w miarę nauki.
Opisuję to zjawisko, ponieważ przytrafiło mi się ono w trakcie nauki norweskiego. Jako, że interesuję się ekonomią i polityką, czytałem po norwesku artykuły właśnie z tym związane. Nie były one proste, słownictwo stosowane w czołowych gazetach Kraju Fiordów, dodatkowo na tematy polityczne, jest trudne i oceniane na poziom B2/C1. Mnie to nie zraziło - jako świeżak zabrałem się za tłumaczenie i naukę. Po jakimś czasie zauważyłem, że mogę bez problemu czytać takie teksty, a słownictwo powoli się powtarza. Teraz - nawet jeśli nie każde słowo rozumiem - przeglądanie codziennej prasy online nie sprawia mi aż takich problemów.
Nie znaczy to jednak, że osiągnąłem poziom B2/C1. Spodziewam się, że nie zrozumiałbym w całości bajki o zwierzątkach dla czterolatka. Musimy sobie jednak zadać ważne pytanie - po co uczymy się języka? Żeby porozumiewać się z native'ami na tematy z wyższej półki, które nas interesują? Czy żeby poczytać z ich dziećmi książeczki z obrazkami?
Nie każdy ma jednak ochotę i czas pracować z teksami i samemu słowa sobie wypisywać, co oczywiście rozumiem. Uważam jednak, że nie ma sensu uczyć się od samego początku obszernymi działami wszystkiego - znać każdy mebel i artykuł spożywczy, jaki istnieje. Lepiej poznać podstawy tak, żeby nie można nas było najniższym poziomie zaskoczyć, a potem iść we własnym kierunku, powoli ale sukcesywnie zbierając to, co spotykamy po drodze.
Post z [26.12.2015]. Aktualizacja [VIII 2017].
Musze w końcu sobie takie fiszki zafundować - może to mi pomoże przyswoić trochę angielskiego :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie próbowałam..może teraz spróbuję z francuskim.:)
OdpowiedzUsuńPróbowałam z fiszkami i chociaż... szanuję i rozumiem ten sposób nauki, tak sama nie potrafię go stosować. Jeśli chodzi o podstawy języka, to zgodzę się, takie fiszki mogą być bardzo pomocne, ale tak jak mówisz, trzeba praktykować tę wiedzę nie poprzestając jedynie na teorii. Na pewnym poziomie językowym olewa się naukę słówek (może nie tak do końca, ale już nie uczy się na pamięć jak w podstawówce), a zaczyna mieć do czynienia z opowiadaniami, książkami, zagranicznymi filmikami na yt, filmami i serialami w oryginale - przynajmniej tak było w moim przypadku z angielskim. Teraz powoli "przyzwyczajam się" do języka hiszpańskiego i mam nadzieję, że do końca przyszłego roku będę mogła swobodnie komunikować się w tym języku. A za Ciebie trzymam kciuki, aby kolejny rok był jeszcze bardziej owocny i żebyś czerpał wiele radości z nauki języków, książek i prowadzenia bloga :)
OdpowiedzUsuńz norweskiego polecam fiszki i inne materiały z wyd Edgard :D
OdpowiedzUsuńMoje ulubione fiszki z Cztery Głowy,również pare tytułów Edgard jest fajne. Edgard ma super książki, PONS też ok i mają dużo fjnych słowników. W Karteczkach nie używałem.
UsuńSamo to , że tyle trzeba wycinac to mnie zniechęca nieco :)
OdpowiedzUsuńMnie też, dlatego polecam fiszki elektroniczne, zwłaszcza Anki :)
UsuńSuper! Używam fiszek od roku i polecam!
OdpowiedzUsuń