Wciąż spotykam się z opinią, że dobra znajomość dużej ilości języków może dać więcej, niż studia na poważanej uczelni. Nic więc dziwnego, że wielu z nas próbuje uczyć się kilku języków naraz. Ma to jednak często zgoła odmienny skutek, niż byśmy tego oczekiwali. Zadajmy sobie zatem pytanie - czy możliwe jest uczenie się trzech (i więcej) języków naraz? Z jakim skutkiem? Co należy zrobić, aby odnieść sukces?
Jeśli ktoś planuje rozpocząć w tym samym czasie naukę kilku języków od podstaw powinien porzucić ten pomysł natychmiast. Jest to moim zdaniem strzał w stopę. Po pierwsze, na samym początku nauki język wymaga szczególnej uwagę - musimy się wdrożyć w podstawowe zasady gramatyczne, poznać pewien bank słów, aby wtedy rozpocząć dalszą efektywną naukę.
Możecie mi wierzyć, że zabiera to dużo czasu, ale przynosi mnóstwo satysfakcji. Pomyślcie teraz, że próbujecie zrobić to samo w trzy razy krótszym czasie, ponieważ czekają na was dwa kolejne języki. Ponadto, wszystko może się wam pomieszać i zaczniecie robić interesujące, aczkolwiek niezrozumiałe miksy. Żadnego z języków nie poznacie na tyle dobrze, na ile byście chcieli, bo gdy tylko się wciągnięcie, czy będziecie chcieli zrobić coś więcej, będzie was gnębić sumienie, że do zrobienia czeka już coś zupełnie innego. Chyba że macie nieograniczony czas i dobrą pamięć. Wtedy może się udać.
Do wielu z was przemawia pewnie argument, że podobnych języków szybciej się uczy, bo występują w nich pewne analogie, powiązania, które można wykorzystać. Jest to jak najbardziej prawda, ale wykorzystać to powinno się dopiero wtedy, gdy jeden z nich znamy na tyle dobrze, że jesteśmy pewni, iż nie pomiesza nam się z drugim. Uwierzcie mi, że byłoby ciężko, gdybyście wtrącali co chwilę włoskie słowo do hiszpańskiego zdania albo - co gorsza - nie byli pewni, które słowo pochodzi z którego języka. Taka sytuacja jest moim zdaniem niedopuszczalna i doprowadzi jedynie do frustracji, nie zaś do realnego progresu.
Ależ można i jest to całkiem sensowne, wręcz konieczne dla szybkiego rozwoju, ale uważam, że dopiero wtedy, gdy chociaż jeden z nich poznamy na tyle dobrze, aby w naszym mózgu utworzyła się tzw. private zone, gdzie wstępu nie będą miały żadne inne języki i nie będzie szansy na to, aby któryś się tam trącił. Dogodną sytuacją do równoległej nauki jest także różne pochodzenie języków (np. z rodziny języków słowiańskich i germańskich).
Większość z was zna zapewne w miarę dobrze angielski. Świetnym momentem do rozpoczęcia nauki nowego języka obcego jest chwila, w której zaczęliśmy czytać pierwsze dłuższe teksty, porozumiewać się, nawet na poziomie codziennej komunikacji, innymi słowy - myśleć w tym języku. Znaczy to bowiem, że angielski już na dobre się u nas zadomowił i nie zostanie wypleniony przez żaden inny język (chyba, że mocno się postaramy).
b) Jeśli jednak bardzo was korci - uważajcie, aby języki nie były zbyt podobne, inaczej stworzycie w głowie miszmasz wszystkiego.
c) Postawcie sobie dość dobrze określony cel. Czy sprawdzi się wyrażenie typu "chcę umieć język lepiej/chcę osiągnąć biegłość" - to zależy od was, aczkolwiek niekonkretne i odległe cele raczej nie pomagają. Inaczej jest, gdy mówimy sobie "chcę zdać certyfikat" albo "chcę być w stanie przeczytać ulubioną książkę w tym języku". Wtedy wiemy już, do czego dążyć i staramy się to jak najszybciej osiągnąć.
c) Wypracujcie odpowiednie sposoby nauki, które są dla was skuteczne. Nie zaniedbujcie zdolności, takich jak rozumienie ze słuchu i mówienie. Wiem, jak trudno to ćwiczyć (błąd z brakiem słuchania popełniłem w każdym możliwym języku, nie polecam). Polecane przeze mnie metody ⏪ ⏪
d) Każdemu językowi poświęcajcie czas, aby żadnego nie zaniedbać. Z czasem wszystkie stworzą sobie w waszym umyśle swoje private zone.
Niestety wpadłem w pułapkę. Tak bardzo polubiłem norweski i tak dobrze mi szedł, że dogoniłem nim poziom z niemieckiego i stworzyła się dość niebezpieczna sytuacja, kiedy uczę się dwóch podobnych języków na tym samym poziomie, jednemu poświęcając dużo czasu, a drugiemu praktycznie wcale. Po intensywnej nauce norweskiego w wakacje wróciłem do szkoły i z przerażeniem stwierdziłem, że nie umiem powiedzieć i napisać najprostszych rzeczy po niemiecku, a po norwesku przychodziły mi one do głowy zupełnie naturalnie i niezwykle szybko. Teksty pisane zaś rozumiałem całkiem nieźle - tak jak wcześniej.
Na szczęście jednak niemieckiego uczyłem się 4 lata, więc niemożliwym byłoby zapomnienie wszystkiego, czy nawet znacznej części - przypuszczam, iż wszystko to wciąż mam w głowie, ale zostało to przysłonięte (tak, jakbym zarzucił na to płachtę, którą teraz obsiada kurz). Z pułapki tej mam jednak wyjście - poświęcać więcej czasu na niemiecki. Co prawda nie jestem fanem tego języka, ale jest on niezmiernie ważny i chciałbym go umieć. Mam nadzieję, że wkrótce i niemiecki, i norweski na dobre zadomowią się w mojej głowie, odgrodzą się od sąsiadów płotkiem i będę w stanie korzystać z nich bez wzajemnej ingerencji.
Ja bym chciała umieć dobrze choć jeden język, a tak to mam rozgrzebany trochę angielski i trochę rosyjski i ostatecznie żadnego nie umiem :/
OdpowiedzUsuńZnam kilka na poziomie podstawowym. Nauka różnych języków obcych rozwija mnie intelektualnie. Lepiej znać podstawy kilku niż nie znać w ogóle. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się ta wiedza ;)
OdpowiedzUsuńJa bardzo często mam ochotę zacząć nowy język, niż szlifować te, których się uczę. Nauka języka od zera przynosi bardzo szybko widoczne rezultaty, co mega mnie motywuje, a nauka "starych" języków to brnięcie przez morza i oceany słów. Mimo wszystko jednak fajnie ostatecznie znać kilka języków biegle, niż rozgrzebać dużo więcej i tylko na najbardziej podstawowym poziomie się porozumiewać. To rzecz jasna moje zdanie. Co jak co, nauka języków bardzo rozwija! Pozdrawiam
UsuńNiestety angielski w gimnazjum u mnie był na poziomie zerowym..dziś staram się to nadrobić - lepiej późno niż wcale :) ...powinnam znać 4 języki niestety ..mój błąd wolałam rozmawiać na lekcjach z koleżankami niż skupiać się na zajęciach :/ech...te młodzieńcze błędy...a rodzice mówili "ucz się dziecko" :D cóż..pozostaje nadrobić zaległości :D Język angielski to w dzisiejszych czasach podstawa :)
OdpowiedzUsuńRównież uczyłam się kilku języków na raz, z racji tego, że jestem po filologii, więc nauka dwóch języków - słoweńskiego i słowackiego - była w moim przypadku takim must have. Z powodu mniejszych bądź większych różnic między językami mogę stwierdzić, że czasem na słoweńskim mówiłam po słowacku i odwrotnie, ale była to rzadkość. Gorzej było, gdy dołożono nam przez jeden rok jako lektorat język włoski. I rosyjski w tym samym czasie. Według mnie dwa cudowne języki, jednak mam wrażenie, że 4 języki to już tłok, przynajmniej dla mnie. Efekt był tego taki, że niestety przy tej ilości zajęć z tych dwóch języków... Nie przyswoiłam ich na tyle, by móc się chwalić gdziekolwiek ich znajomością. Sama niestety nie mam na tyle zapału, by przysiąść i sama się ich nauczyć. No ale może kiedyś. :)
OdpowiedzUsuńCztery języki, w tym trzy słowiańskie? :o Musiało być momentami ciężko. Rzeczywiście musiałaś czuć się przytłoczona. Najgorsze jest to poczucie, że mogliśmy się nauczyć, ale nawet nie z naszej winy to nie wyszło, a teraz... Jeśli jednak masz podstawy, spróbuj. Będzie dużo prościej, niż kiedyś. Ja właśnie wróciłem do rosyjskiego, którego niespodziewanie po latach przestoju musiałem używać codziennie na wakacjach i mam ogromną motywację, odżyło stare zamiłowanie xD A może włoska kinematografia? Życzę powodzenia!
UsuńNo takie te moje studia "nieobliczalne" były. :) Znaczy o ile ze słowackim i słoweńskim poza tymi drobnymi mieszankami na zajęciach nie było aż tak tragicznie, a lektorzy wybaczali nam, że na zajęciach mówimy w tym drugim języku, to z włoskim i rosyjskim było gorzej. Znaczy z rosyjskim nie aż tak, bo miałam go w podstawówce, więc o dziwo alfabet gdzieś mi tam został w głowie, więc chociaż czytać umiałam.. Ale włoski był katorgą, zwłaszcza, że straciłam pół roku nauki, bo byłam na wymianie studenckiej, gdzie nie było włoskiego od podstaw, więc pół roku musiałam nadrobić sama, więc jak się można domyślić nie nadrobiłam i w 2 semestrze było ciężej. Czego bardzo żałuję. :) Ale może motywacja nadejdzie. :)
UsuńPodziwiam, ja nie mam talentu do języków. Ostatnio jednak zaczęłam się uczyć migowego, który jest bardzo trudny.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie ten sam problem, jeśli chodzi o naukę szwedzkiego i niemieckiego. Tego pierwszego języka uczę się samodzielnie i jestem w nim absolutnie zakochana. Ciągle oglądam coś w tym języku, robię gramatykę, słucham mnóstwo muzyki w tym języku i tłumaczę teksty piosenek. Z niemieckim mam taki problem, że demotywuje mnie nauczycielka w szkole, co mnie strasznie zniechęca do nauki. Nie kocham niemieckiego tak jak szwedzki (po prostu go lubię), ale czuję, że po maturze będę musiała do niego wrócić i odświeżyć to i owo ;) Powodzenia w dalszej nauce języków!
OdpowiedzUsuńDominika z bloga Zafikowana