Gdy przed kilkoma laty rozpocząłem swoją przygodę z trylogią "Mroczne Materie" Philipa Pullmana, nie spodziewałem się, że historia rozwinie się tak bardzo, iż będzie wręcz porażać wciągającą akcją i niezwykłymi pomysłami. Po pierwszej części byłem raczej zawiedziony, gdyż nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego, a książkę czytało mi się dość ciężko. Drugi tom był dla mnie kompletnym zaskoczeniem, ale część trzecia była po prostu mistrzowska! Zapraszam do podróży między światami, gdzie rozegra się bitwa przeciw Bogu.
Will jest zdruzgotany. Jego przyjaciółka Lyra została porwana, a jego ojciec zabity. Chłopak nie ma pojęcia, gdzie miałby iść i co uczynić, aby odzyskać towarzyszkę. Niespodziewanie na jego drodze pojawiają się dwa anioły, które niezwłocznie pragną przyprowadzić go do Lorda Asriela, aby Magicznym Nożem pomóc mu w wojnie, jaka jeszcze nigdy nie rozegrała się w historii ludzkości. Stworzenia godzą się jednak odnaleźć wpierw córkę lorda. Już wkrótce o Lyrę wybuchnie prawdziwa bitwa - niektórzy będą pragnęli jej wolności, inni natychmiastowej śmierci.
Po przeczytaniu "Bursztynowej lunety" znów jestem pod wielkim wrażeniem pomysłów autora. Pierwszym ciekawym, choć dobrze już znanym zabiegiem, było opisywanie poczynań kilku bohaterów jednocześnie. Pullman wspominał nieco o Willu, zaglądał potem na chwilę do jaskini pani Coulter, potem śledził losy Mary Malone, by zaraz przyjrzeć się działaniom lorda Asriela. Dzięki temu książka stała się wielowątkowa i nieco bardziej skomplikowana, przez co ciekawsza. Muszę jednak przyznać, że największym atutem tej książki były niezwykle śmiałe tezy, idee i profesjonalny sposób wplatania ich w fabułę - jak mogłoby się wydawać - książki młodzieżowej. Już sam pomysł walki z Bogiem jest dość zadziwiający. Myśl jednak, iż naszym Bogiem jest jedynie najstarszy z żyjących aniołów, który cudem trzyma się u władzy, jest naprawdę odważna. Mnie osobiście bardzo spodobał się pomysł, jakoby śmierć mogła zostać naszą przyjaciółką, krocząc za nami przez całe życie. Wystarczyłoby ją tylko zawołać, aby pojawiła się przed nami, wcale nie zabierając nas na drugą stronę. Śmierć przecież musi być taka samotna... Skoro o śmierci mowa, zaskoczyła mnie bardzo podróż do świata zmarłych. Jak się okazuje, w wizji Pullmana nie ma Nieba i Piekła... Jest jedna kraina dla wszystkich, gdzie cierpi każdy.
Kolejnych zaskakujących, niewiarygodnych a czasem szokujących przykładów mógłbym przytoczyć o wiele więcej. Nie pokuszę się jednak o to. Świat przedstawiony w "Mrocznych Materiach" jest pełny, ukazany szczegółowo, a niektóre jego fundamentalne filary zostały zbudowane od podstaw. Jestem pod wrażeniem w jak niezwykły sposób Pullman wykreował świat (lub raczej światy), opisując go właściwie dość skąpo i polegając jedynie na podróży Lyry i Willa ku przeznaczeniu. Cieszę się ponadto, że do kolekcji magicznych przedmiotów - aletheiometru i noża - dołączyła niepozorna luneta, która wzbogaca doznania ludzkiego oka, pozwalając nareszcie dojrzeć Pył.
Cóż, książki Pullmana wręcz nie mogły nie odbić się echem w środowisku Kościoła. Autor przecież założył, iż Bóg nie istnieje i można go pokonać, a że nasza dusza - dajmon - umiera wraz z nami. Pisarz nie omieszkał również przedstawić w swym dziele Kościół jako niebezpieczną, rządzącą światem organizację z organami inkwizycyjnymi docierającymi do każdego zakątka globu. Być może trylogia jest nawet bardziej "niekorzystna", gdyż została początkowo napisana dla dzieci i młodzieży? Mnie osobiście jednak w serii nic nie raziło, dlatego nie bardzo rozumiem te wszystkie kontrowersje. Jest to jedynie literacka fikcja, a nie ciche nawoływanie do zniszczenia religii...
Niestety, miałem wrażenie, że i w trzeciej części autor nie miał czasu na zajęcie się postaciami. Bohaterowie znów byli raczej płascy i jednokolorowi, co finalnie jednak nie przeszkadzało aż tak bardzo. Lyra znów zaczęła mnie niezwykle irytować. Jest naiwną nastolatką, której wydaje się, że świat nie jest brutalny i że można w nim osiągnąć wszystko. Dobrze, że wreszcie zaczęła zauważać prawdę. Will jest niezwykle roztropny i dojrzały jak na swój wiek, za co bardzo go polubiłem. Jest również powiernikiem Magicznego Noża, co sprawia, że jest jednym z najważniejszych bohaterów trylogii, który odmienił bieg historii. Zaskakująco ciekawą postacią była Mary Malone, która miała kontakt z rasą zupełnie nowych stworzeń, które pomogły jej w dojrzeniu Pyłu i zbadaniu, co w ciągu ostatnich lat tak negatywnie na niego wpłynęło. W książce nie mogło również zabraknąć Iorka, pancernego niedźwiedzia. Bardzo poczciwy, honorowy przyjaciel zawsze towarzyszył dzieciom w chwilach troski i niebezpieczeństwa, za co naprawdę go poważam.
Pisarz nie zaskoczył mnie także językiem, którym posłużył się w powieści. Był on raczej prosty, choć obfitujący w interesujące zwroty. Myślę, że nie każdemu nastolatkowi książkę czytałoby się lekko i przyjemnie. Zabrakło mi nieco bardziej rozbudowanych opisów, choć w tej kwestii nie mam raczej Pullmanowi zbyt dużo do zarzucenia. Akcja brnęła bardzo szybko do przodu, wszystko działo się naraz, więc czasem zwyczajnie nie było czasu na zatrzymanie się, aby nieco lepiej opisać jakikolwiek z pojawiających się szczegółów.
Cóż mogę więcej powiedzieć? Jestem dość smutny, iż moja przygoda z podstawową trylogią Pullmana właśnie się zakończyła. Jeszcze niedawno powiedziałbym, że serii tej nigdy nie dokończę, bo jest zwyczajnie nudna. Teraz moje zdanie diametralnie się zmieniło i z niecierpliwością będę poszukiwał dodatków, które autor dopisał do "Mrocznych Materii"! Wspaniała fabuła i bardzo odważne pomysły są fundamentem tej serii, a ponadto cieszę się, że Pullman tak umiejętnie ukrył pewne przesłania między wierszami na pozór prostej historii dla dzieci i młodzieży. Dlatego też książkę polecam wszystkim, a od wieku i doświadczenia zależeć będzie, cóż takiego w niej odkryjecie. Może właśnie to jest takie szokujące, a jednocześnie ekscytujące? Prosty, ale rozbudowany język i akcja niedająca nam chwili wytchnienia... Oceniam na 9 na 10.
Nie znam tej trylogii, ale widzę, że jest godna uwagi
OdpowiedzUsuńKiedyś mam zamiar to przeczyta, ponieważ mam całą trylogię w domu c:
OdpowiedzUsuńNigdy nie spotkałam się z tym autorem osobiście, chociaż nazwisko obiło mi się o uszy. Na razie jednak pozostanie pewnie ten stan bez zmian, bo mam inne tytuły na liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńWow, okładka jest niesamowita! Muszę znaleźć I tom, bo nie znam nic tego autora, a zaciekawiłaś mnie i to porządnie :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie na książkowy konkurs: http://heaven-for-readers.blogspot.com/2014/07/richard-paul-evans-michael-vey-bunt_10.html - 5 książek do zgarnięcia dla jednej osoby (do wyboru z wielu!) :)
Słyszałam o tym autorze, ale niespecjalnie ciągnie mnie do takich książek :)
OdpowiedzUsuńNajpierw dokończę "Wiedźmina", a potem zobaczę, jednak jakoś specjalnie mnie do tego cyklu nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej książce, nawet autor nie obił mi sie o uszy, Widzę, że to recenzja 3 części, trzeba poszukać pierwszej części w moim wypadku i w wolnej chwili zagłębić się w tą historię
OdpowiedzUsuń